Znakomicie poradził sobie Sieklucki z niełatwą eseistyczną formą prozy Witolda Gombrowicza. Pokazał ją w intrygujących, dynamicznych scenkach, nic nie gubiąc z przenikliwej autorskiej ironii.
Reżyser kieleckiego przedstawienia ukończył aktorstwo w krakowskiej PWST w 2005 r. Łączy występy w Grupie Rafała Kmity i Starym Teatrze. Jest dyrektorem Nowego Teatru w Krakowie. Gra i reżyseruje, zbiera nagrody, w tym m.in. ministra kultury.
Zadomowił się też w Teatrze im. Stefana Żeromskiego w Kielcach, gdzie wystawił wcześniej adaptacje „Grigi” Antona Czechowa i „Pijanego na cmentarzu” Marka Hłaski. Gombrowicz opisał polską emigrację w Argentynie w chwili wybuchu II wojny światowej. Jego prześmiewcze, gorzko-zgryźliwe spojrzenie na rodaków zasadniczo odbiegało od hurrapatriotycznych tradycji, jakimi karmiła się dotąd cała nasza literatura.
Autor „Ferdydurke” szydził z narodowego zadufania, pustosłowia i tromtadracji Polaków, całkowicie oderwanych od realiów, w jakich żyli za oceanem.
Piotr Sieklucki miał do dyspozycji świetnie skonsolidowany zespół kieleckiego Teatru im. Stefana Żeromskiego. Jak zwykle w inscenizacjach „Trans-Atlantyku” na czoło wybił się Gonzalo, argentyński milioner o portugalskich korzeniach. Tu w rewelacyjnym wykonaniu Pawła Sanakiewicza. Fascynująco wypadał zwłaszcza w scenach, gdy starał powściągać południowy temperament, by zanadto nie ujawniać homoseksualizmu postaci. Przy jego roli wszystkie pozostałe stopniały do epizodów, jakkolwiek doskonałych.