Nieczęsto się zdarza, by opinie jurorów, widzów i dziennikarzy były tak zgodne jak w tym roku w Toruniu. Zaprezentowane ostatniego dnia „Brzmienie ciszy” Teatru Nowego z Rygi wywołało euforię.
42-letni Alvis Hermanis, dobrze znany toruńskiej publiczności z „Opowieści łotewskich” i „Soni”, obecną historię umieścił w Rydze pod koniec lat 60. Opowiedziana jest bez słów, nastrój buduje muzyka legendarnego zespołu Simon & Garfunkel, a tytuł spektaklu nawiązuje do najsłynniejszej ich płyty „Sounds of Silence”.
Bohaterami jest kilkunastu młodych ludzi zamieszkujących typową socjalistyczną komunałkę. Obserwujemy ich młodość, pierwsze miłości, utraconą niewinność, uczestniczymy w prywatkach, słuchaniu Radia Wolna Europa oraz narodzinach dzieci. Z uwagą śledzimy, jak w nieludzkim komunistycznym systemie potrafili stworzyć zalążek lepszego, pogodniejszego świata. Przedstawienie Alvisa Hermanisa zagrane perfekcyjnie przez aktorów z Rygi, to – podobnie jak pokazywana wcześniej przez Rosjan „Tajbełe i jej demon” według Singera – realizacja, która przywraca wiarę w magię teatru i na pewno na długo pozostaje w pamięci.
Kontakt udowodnił, że reżyserzy sięgający po klasykę traktują ją dość swobodnie. Większości realizacji trudno jednak odmówić logiki. Wyjątek stanowi szekspirowska „Burza” przygotowana przez Etienne’a Glasera. Spektakl okazał się żałosnym wybrykiem świadczącym o tandetnej wyobraźni szwedzkiego reżysera. A próbki tej wyobraźni są następujące: młodzieńczy Ariel przybiera postać potężnie zbudowanej starej kobiety, piękna Miranda staje się szalonym koczkodanem, a dziki Kaliban wyposażony został w wystające mu ze spodni niemal półmetrowe przyrodzenie. O treści spektaklu nie warto dyskutować. W tym przypadku słowa Prospera „Wybaczcie widzowie, bo coś nie tak z moją głową” stają się przesłaniem reżysera. Żal tylko aktorów słynnego wileńskiego Teatru Małego, że musieli uczestniczyć w tak bezmyślnym przedsięwzięciu.
W tym roku w Toruniu pokazano wiele przedstawień autorskich odnoszących się do problemów współczesnego świata. „Pokolenie jeans” – monodram Nikołaja Chalezina – głęboko poruszało swym autentyzmem. Sztuka pokazywana poza konkursem, oparta na biografii autora, bojownika o wolność na Białorusi, stała się przejmującym manifestem przeciwko życiu w systemie totalitarnym.