Bez widzów nie istniał. Jego aktywność zyskiwała sens w przytomności i przy zaangażowaniu innych. Co więcej, odbiorców też wciągał do akcji, zamieniał ich w element sztuki. Demiurg, a zarazem ryzykant.
Już w młodzieńczych spektaklach realizowanych przed i w czasie wojny (nazywał je prehistorią własnej twórczości) zniósł podział na scenę i widownię; łączył różne rzeczywistości: romantyczny tekst, konstruktywistyczną, zredukowaną do minimum scenografię; ludzi, manekiny, przedmioty. Nie atrapy ani rekwizyty – prawdziwe rzeczy, z życia wzięte. Biedne, wyzute z patosu, nieestetyczne.
W swych komentarzach – a jak wiadomo, pisał wiele, nadając formę wizualnych wierszy manifestom, wypowiedziom, wyznaniom – podkreślał znaczenie biedy. Uważał, że nie ma bez niej pracy. Więc tworzył Teatr Biedny, chronił się w Biednym Pokoiku Wyobraźni, posługiwał biednym, zdegradowanym przedmiotem. Smakował barwy, kształty, materię ubóstwa. Biedę uważał za własne plastyczne odkrycie.
[srodtytul]Cytaty na poczcie[/srodtytul]
Kantor miał dar wyłapywania aktualnych plastycznych koncepcji i przerabiania ich po swojemu. Nie wszyscy cenili jego talent wyczuwania „ducha czasów”, nazywając go z przekąsem „importerem nowinek”. Dopiero z perspektywy lat okazało się, że mistrz z Wielopola bynajmniej nie żywił nabożnego szacunku do zachodnich trendów. Każde obce zjawisko przykrawał na własną miarę, do swojego świata, lokalnych tradycji i realiów. Trudno powiedzieć, że politykował – raczej psychologizował. Owszem, w czasach socrealizmu milczał, nie wystawiał, robił rzeczy do szuflady. Jednak kontestował przede wszystkim banał, ludzkie skłonności poddawania się myślowemu lenistwu.
Za pierwszą powinność artysty uważał wolność. Tego nigdy nie pozwolił sobie odebrać i lekceważył tych, którym zabrakło na to siły ducha. „Mówią, że mieli knebel na ustach. Otóż dla mnie jest to dość podejrzane, dlatego że ktoś, kto sobie pozwolił założyć knebel, był prawdopodobnie do tego predysponowany” – ironizował na temat twórców „wyzwolonych” po solidarnościowym zrywie.