Festiwal rebelianckiego teatru

Warszawskie Spotkania Teatralne były gorzką odtrutką na polityczny PR, mydlane seriale i komedie romantyczne - Jacek Cieślak

Aktualizacja: 17.04.2011 11:00 Publikacja: 14.04.2011 19:12

"Babel" Mai Kleczewskiej

"Babel" Mai Kleczewskiej

Foto: materiały prasowe

Maciejowi Nowakowi, szefowi WST, łatwo można zarzucić jednostronność. Pokazał tylko to, co radykalne, zrewoltowane, obsceniczne. Brakowało teatru środka, jaki tworzą Anna Augustynowicz albo Piotr Cieplak.

Zobacz galerię zdjęć

A jednak trudno odmówić Nowakowi intuicji. To on współtworzył kariery Pawła Demirskiego, Michała Zadary, Jana Klaty i Mai Kleczewskiej, najciekawszych reżyserów ostatniej dekady. Najostrzejsza była diagnoza Kleczewskiej. Jej "Babel" oparty na prozie Elfriede Jelinek, zainspirowanej wojną w Iraku, to przewrotny spektakl o pułapce, jaką jest świat, w którym niewinności starcza nam na kilka pierwszych lat życia.

Reżyserka nie moralizuje. Nie bez autoironii sparodiowała spektakle Krzysztofa Warlikowskiego: "Oczyszczonych", "Kruma" i "(A)pollonię". Podobne są scenariusze, scenografia, rekwizyty i tematy: przekraczanie tabu, szukanie miłości na dnie, ofiara i wybaczenie. Sprowokowała aktorów Teatru Polskiego w Bydgoszczy do ekshibicjonizmu, zaś publiczność do masochistycznego oglądania orgii śmierci, nagości, nieszczęścia i niespełnienia. Wokalny finał Sebastiana Pawlaka to muzyczny komentarz Renate Jett z "(A)pollonii" a rebours. Diaboliczna drwina z artystów, którzy epatują coraz większą brutal-nością, aktorów odnajdujących się w rolach wykolejeńców oraz widzów chodzących do teatru jak do burdelu, takiego na ni-by – usprawiedliwionego alibi sztuki i iluzji. Kleczewska nie obiecuje oczyszczenia. Szyderczo prorokuje, że zobaczymy jeszcze w teatrze rzeczy, o jakich nie śniło się filozofom.

Sądząc po pesymistycznym "Kasparze" Barbary Wysockiej ze Współczesnego we Wrocławiu brutalne kolonizowanie widowni przez nowy sceniczny język będzie postępować szybko. Jak Kaspar – przypominamy gąbkę. Ulegamy perwersjom, chłoniemy medialne nowinki, choćbyśmy ich nie akceptowali. Teatr zgodził się na tak wiele, że przestaje być teatrem. Gra rolę śmietnika cywilizacyjnych odpadów i cmentarzyska idei. Z perwersyjną rozkoszą!

Byłoby lepiej, gdyby reżyserzy stracili wiarę w multimedia. W "Szosie Wołokołamskiej" Wysockiej ukrywają one niemoc inscenizacyjną reżyserki. W "Utworze o Matce i Ojczyźnie" Marcina Libera są artystyczną taniochą i dowodem oszczędzania na aktorach. Najlepsze spektakle – "Trylogia" Jana Klaty oraz "Niech żyje wojna!" i "Był sobie Andrzej, Andrzej i Andrzej" z Wałbrzycha, duetu Demirski-Strzępka – żywiły się wyobraźnią reżyserów i widowni.

Tradycyjna narracja przetrwała tylko w musicalowej "Lalce". Najtańszym rekwizytem jest penis. Prawdziwy – nie sztuczny. W cenie bywa wystudiowana niedbałość. Aktorzy grają, jakby przelatywali rolę na podobieństwo skanowania wzrokiem newsów w Internecie, gdzie emocje wywołują tylko wyboldowane sensacje. Im jednak nie można wierzyć do końca. Aktorską kreacją Spotkań był Kmicic Krzysztofa Globisza w "Trylogii". Aktor Starego Teatru błyskotliwie zagrał nonszalancję i pychę sienkiewiczowskiego bohatera i... samego Sienkiewicza. Brawa za wzruszającą delikatność Wołodyjowskiego w wykonaniu Andrzeja Kozaka i tubalność Zagłoby Juliusza Chrząstowskiego.

"Trylogia" wraz z "Niech żyje wojna!" były głosem w sprawie rewizji naszej historii. Klata pokazuje Polaków jako naród ludzi przegranych, nieudaczników zepchniętych do jasnogórskiej kaplicy, gdzie kompensują swój upadek historiami o dawnych bohaterach. Klata pod-waża stereotyp Polski jako niewinnej ofiary brutalnych sąsiadów. Martyrologii symbolicznie przeciwstawia okrutną śmierć nabitego na pal Tuhajbejowicza – jednego z wielu pogardzanych przez nas obcych, który powraca jako duch-mściciel. W wizyjnej scenie dokonuje egzekucji oficerów w Katyniu.

Kiedy spektakl miał premierę trzy lata temu, był ironiczną kontrą do polityki historycznej PiS. Jednak 10 kwietnia 2011, w scenie, gdy bohaterowie Klaty – sienkiewiczowscy rycerze? powstańcy warszawscy?, a może rekonstruktorzy ich mitu? – w milczeniu schodzili do kanału, krzyczała ze sceny tęsknota za przywódcą, który uratuje od katastrofy polskie państwo. "Niech żyje wojna!" nie daje nadziei. Strzępka i Demirski przedstawiają Polaków podzielonych i skłóconych.

Teatr stał się gwarantem pluralizmu. Nie ma swoich świętych, jak salony czy media. Demirski i Strzępka kpią z konformizmu Andrzeja Wajdy i Kazimierza Kutza. Niejako w ich zastępstwie pokazali w spektaklu "Był sobie Andrzej, Andrzej i Andrzej" namiastkę "Człowieka ze styropianu". Obnażyli nowobogactwo elit biznesowych na tle biedy Polski B.

W "Utworze o Matce i Ojczyźnie" Liber sportretował tzw. zoologiczny antysemityzm Polaków. Demirski i Strzępka kpią z pokazywania go zgodnie ze stereotypem poprawności politycznej – wtedy bowiem staje się moralną łatwizną.

Credo Spotkań był "Mesjasz" Michała Zadary z wiedeńskiego Schauspielhaus. Teatr będzie nas ciekawił, dopóki będzie próbował wyrazić tajemnicę świata i egzystencji. Co mamy w majtkach – już wiemy.

 

 

 

 

 

Maciejowi Nowakowi, szefowi WST, łatwo można zarzucić jednostronność. Pokazał tylko to, co radykalne, zrewoltowane, obsceniczne. Brakowało teatru środka, jaki tworzą Anna Augustynowicz albo Piotr Cieplak.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało 96% artykułu
Teatr
Krzysztof Warlikowski i zespół chcą, by dyrektorem Nowego był Michał Merczyński
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Teatr
Opowieści o kobiecych dramatach na wsi. Piekło uczuć nie może trwać
Teatr
Rusza Boska Komedia w Krakowie. Andrzej Stasiuk zbiera na pomoc Ukrainie
Teatr
Wykrywacz do obrazy uczuć religijnych i „Latający Potwór Spaghetti” Pakuły
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Teatr
Latający Potwór Spaghetti objawi się w Krakowie