Maciejowi Nowakowi, szefowi WST, łatwo można zarzucić jednostronność. Pokazał tylko to, co radykalne, zrewoltowane, obsceniczne. Brakowało teatru środka, jaki tworzą Anna Augustynowicz albo Piotr Cieplak.
A jednak trudno odmówić Nowakowi intuicji. To on współtworzył kariery Pawła Demirskiego, Michała Zadary, Jana Klaty i Mai Kleczewskiej, najciekawszych reżyserów ostatniej dekady. Najostrzejsza była diagnoza Kleczewskiej. Jej "Babel" oparty na prozie Elfriede Jelinek, zainspirowanej wojną w Iraku, to przewrotny spektakl o pułapce, jaką jest świat, w którym niewinności starcza nam na kilka pierwszych lat życia.
Reżyserka nie moralizuje. Nie bez autoironii sparodiowała spektakle Krzysztofa Warlikowskiego: "Oczyszczonych", "Kruma" i "(A)pollonię". Podobne są scenariusze, scenografia, rekwizyty i tematy: przekraczanie tabu, szukanie miłości na dnie, ofiara i wybaczenie. Sprowokowała aktorów Teatru Polskiego w Bydgoszczy do ekshibicjonizmu, zaś publiczność do masochistycznego oglądania orgii śmierci, nagości, nieszczęścia i niespełnienia. Wokalny finał Sebastiana Pawlaka to muzyczny komentarz Renate Jett z "(A)pollonii" a rebours. Diaboliczna drwina z artystów, którzy epatują coraz większą brutal-nością, aktorów odnajdujących się w rolach wykolejeńców oraz widzów chodzących do teatru jak do burdelu, takiego na ni-by – usprawiedliwionego alibi sztuki i iluzji. Kleczewska nie obiecuje oczyszczenia. Szyderczo prorokuje, że zobaczymy jeszcze w teatrze rzeczy, o jakich nie śniło się filozofom.
Sądząc po pesymistycznym "Kasparze" Barbary Wysockiej ze Współczesnego we Wrocławiu brutalne kolonizowanie widowni przez nowy sceniczny język będzie postępować szybko. Jak Kaspar – przypominamy gąbkę. Ulegamy perwersjom, chłoniemy medialne nowinki, choćbyśmy ich nie akceptowali. Teatr zgodził się na tak wiele, że przestaje być teatrem. Gra rolę śmietnika cywilizacyjnych odpadów i cmentarzyska idei. Z perwersyjną rozkoszą!