„A gdy będę umierał / To nie przyjdzie generał / Ziewnie z cicha dyrektor / Bo umiera byle kto". Nie miał racji Stanisław Staszewski, pisząc krótko przed śmiercią tę piosenkę. Jednym słowem co prawda trudno go określić, ale „byle kim" z pewnością nie był.
Uczestnik powstania warszawskiego, więzień obozu koncentracyjnego w Mauthausen. Po wojnie architekt – również miejski w Płocku. W końcu emigrant szukający wolności we Francji. Człowiek marzący o miłości, niewierzący jednocześnie, że może mu się ona przydarzyć. A przede wszystkim bard, w którego tekstach spod pozornej śmieszności wyziera głęboka, zaprawiona gorzką ironią refleksja nad rzeczywistością, czasami, ludźmi.
Dziewiętnaście męskich piosenek Staszewskiego prezentuje w swoim spektaklu Jacek Bończyk. Do współpracy zaprosił grupę w składzie: Paweł Stankiewicz, Fabian Włodarek, Robert Siwak i Kornel Jasiński. Muzycy ciekawie zaaranżowali proste, lecz mające swoisty wdzięk melodie Staszewskiego.
Wyśpiewają je – poza zespołem Teatru Syrena – Mirosław Baka i Piotr Szwedes. A także – zaangażowani do ról nieco tajemniczych i zaskakujących – Krystyna Tkacz i Artur Andrus.
Dzięki choreografii Ingi Pilchowskiej przekonamy się, że piosenki Staszewskiego nie tylko za sprawą tekstów cieszyły się popularnością na hucznych imprezach. A dzięki scenografii Grzegorza Policińskiego i kostiumom Anny Sekuły łatwiej nam będzie odnaleźć się w estetyce lat 50. i 60. XX wieku.