To rzecz o szaleństwie, a jednocześnie dowód, że wybitna aktorka twardo stąpa po ziemi.
Ryzykowny eksperyment
Jestem pewien, że decyzja o przygotowaniu przedstawienia o ADHD, które odkryła u siebie Szczepkowska, wymagała od niej nie lada odwagi. Wiadomo: na zespół nadpobudliwości psycho-ruchowej mogą cierpieć niesforne dzieciaki. Ale dorosły człowiek? A co dopiero aktorka grająca obecnie w Teatrze Narodowym? Tymczasem ADHD mogło pełnić w życiu artystki rolę emocjonalnego suflera.
Przypomnijmy: Szczepkowska, która ponad dwadzieścia lat temu ogłosiła w telewizji koniec komunizmu, na początku minionego roku stała się bohaterką skandalu podczas premiery „Ciała Simone” Krystiana Lupy. Ten kontekst jest ważny, bo — moim zdaniem — spektakl grany w Instytucie Teatralnym nie powstałby, gdyby nie spotkanie Szczepkowskiej z wybitnym inscenizatorem.
Można snuć inne hipotezy. Gdyby aktorka nie zmagała się z nadpobudliwością, swoje krytyczne uwagi o nazbyt długim trybie pracy Krystiana Lupy zachowałaby dla siebie, co najwyższej poskarżyłaby się na to w wywiadach. Nie podobałby się jej ekshibicjonizm podczas prób — to rozstałaby się z reżyserem po cichu, tak jak wcześniej Maja Komorowska.
Droga Lupy
ADHD mogło zagrać rolę dopalacza: Szczepkowska musiała swoje niezadowolenie spointować spontanicznie i spektakularnie. Na przykład pokazaniem pupy reżyserowi, co stanowiło happeningowy i przewrotny sposób komentarza do pracy Lupy, który ucieka od skostniałych teatralnych form, naruszając tabu ludzkiego ciała oraz duszy. Kto wie? Może?