Polskie sceny stały się areną rozliczeń związanych z katastrofą smoleńską. Wrócił język politycznych aluzji.
Miesiąc temu „Sprawa" Jerzego Jarockiego w Narodowym była ripostą na książkę „Samuel Zborowski" Jarosława Marka Rymkiewicza, który nawołuje, by podążać za trumną złożoną w wawelskiej krypcie i „pomścić ofiarę kanclerza".
W „Wyzwoleniu" wg Wyspiańskiego otwierają się drzwi z napisem Wawel i pojawia się Jerzy Trela. Mówi tekst Geniusza mamiącego mickiewiczowską wizją Polski-Chrystusa Narodów, ale gra współczesną postać. Z początku miłą i gładką. Potem przemienia się w wampira i, podnosząc kielich w kształcie urny, zmusza Polaków do celebrowania mszy smutku i życia na cmentarzu. Wtedy, jak w komiksie, pojawia się superhero Konrad (Marcin Sztabiński) z plastikową pochodnią. Wyrywa z krzyża poprzeczną belkę i rygluje drzwi krypty, wpychając do niej złego ducha.
Zachowania Polaków w narodowej psychodramie od początku koncentrują się wokół krzyża. Oglądamy rytuał, z którego Konrad chce nas wyzwolić. Uwolnić od historycznych masek i uczynić z Polski kraj jak inne.
Tekst jest niezwykle aktualny. Niestety, Jędrzejas spłaszcza palące problemy do wymiaru politycznej szopki. Patriotyzm jest domeną szalikowców. Kapitalizm fałszywy: Polacy biegną za cwaniakiem z banknotami niczym dzieci za cukierkami.