Pożar w burdelu! Prosimy nie gasić!

Warszawa ma w końcu własny kabaret. I to jaki! Kontynuując najlepszą tradycję literackiego dowcipu z górnej półki, grupa artystów podbiła stolicę. Wyśmiewają wszystko i wszystkich. Publika od razu ich pokochała.

Aktualizacja: 14.08.2013 14:19 Publikacja: 11.08.2013 19:00

Ostatni odcinek „Pożaru w? burdelu” –?„Gorączki powstańczej nocy”.

Ostatni odcinek „Pożaru w? burdelu” –?„Gorączki powstańczej nocy”.

Foto: Przekrój, Katarzyna Chmura-Cegiełkowska Katarzyna Chmura-Cegiełkowska

Pożar, jak to pożar, wybuchł nagle. Choć, trzeba to powiedzieć dla zachowania historycznej skrupulatności, tlił się już od jakiegoś czasu. W różnych miejscach, głównie nad Wigrami, gdzie Tadeusz Słobodzianek, dzisiaj powszechnie nielubiany dyrektor Teatru Dramatycznego w Warszawie, prowadził słynne warsztaty dramaturgiczne. Ich uczestnikiem był też Michał Walczak, jeden z najbardziej wszechstronnych i utalentowanych młodych polskich dramatopisarzy i reżyser teatralny w jednej osobie.

W wigierskim Domu Pracy Twórczej powstawał także pomysł na improwizowany Kabaret Na Koniec Świata, który potem się przeniósł do stołecznego Laboratorium Dramatu. Współtworzył go Walczak, ale także młodziutka i nadaktywna aktorka Anna Smołowik. Współpraca ze Słobodziankiem, jak to zwykle bywa, szybko się skończyła, ale chęć robienia kabaretu literackiego pozostała. A skoro jest chęć, to trzeba zebrać ludzi.

Drużyna, co  się zowie

– Ekipa była dość oczywista. Są to po prostu znakomici aktorzy, z którymi pracowałem na jakimś etapie mojej teatralnej drogi w różnych miejscach – mówi Michał Walczak. – Każdy jest z innej parafii i większość to wolne ptaki, teatralni szaleńcy, którzy są gotowi na wszystko.

W rzeczy samej, trupa aktorska le bordel artistique to w połowie teatralni oblatywacze. Od lat na etacie w Teatrze Lalka w Warszawie są tylko Monika Babula i Mariusz Laskowski oraz Tomasz Drabek, aktor Teatru Polskiego w Bielsku-Białej. W wielu burdelach, choć nie wszystkich, gra też Oskar Hamerski, aktor Teatru Narodowego. Reszta z niejednego pieca jadła chleb.

Agnieszka Przepiórska grała w świetnym Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu, a potem na scenach teatrów w Sopocie, Bielsku-Białej, Zielonej Górze, Szczecinie i Koszalinie, by znaleźć przystań w Warszawie.

Lena Piękniewska, jedyna zawodowa wokalistka w zespole, wzmacnia grupę muzycznie. Muzyka, co warto podkreślić, jest niezwykle ważnym elementem całego projektu. Michał Górczyński i Wiktor Stokowski napisali nuty do niejednego burdelowego przeboju. Andrzej Konopka zaczynał w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, potem występował dłużej w Nowym w Łodzi i Studio w Warszawie oraz paru innych stołecznych teatrach: IMKA, Och, Dramatycznym, Narodowym, Powszechnym. W Polskę też nie bał się jechać.

No i najmłodsza – Anna Smołowik, która zaczynała pięć lat temu w Laboratorium Dramatu. Potem był i dziecięcy Teatr Bajka, i muzyczny Teatr Roma, i dramatyczny Teatr Ludowy, i prywatny Och-Teatr Krystyny Jandy, i niezależny Teatr Konsekwentny. Szybko ją dostrzeżono. Za rolę, a właściwie role (bo było ich kilka) w bardzo udanym „Kompleksie Portnoya" Philipa Rotha w reżyserii Adama Sajnuka i Aleksandry Popławskiej w Teatrze Konsekwentnym w Warszawie aktorka dostała Feliksa Warszawskiego (stołeczna nagroda teatralna) w kategorii „Debiut" i nagrodę dziennikarzy na Festiwalu Kontrapunkt w Szczecinie. Duże zainteresowanie wzbudziła także jej rola Katarzyny Earnshaw w „Wichrowych Wzgórzach" w reżyserii Kuby Kowalskiego w Teatrze Studio w Warszawie. Dostała za nią główną aktorską nagrodę na tegorocznych Kaliskich Spotkaniach Teatralnych. Tak wygląda zespół: do wyboru, do koloru. Było jeszcze tylko potrzebne miejsce.

Chłodny początek

I szybko się znalazło. Burdelekipę zaprosił bowiem do siebie Grzegorz Lewandowski, właściciel legendarnej klubokawiarni Chłodna 25, którą przekształcił w niezależny Teatr Chłodnica zamieniony błyskawicznie na Klub Komediowy Chłodna. Dyrektorem artystycznym został Rafał Rutkowski, aktor eksplorujący w Warszawie z powodzeniem rozwijający się powoli w naszym kraju i będący potęgą w USA stand-up. Polega on, to informacja dla niewtajemniczonych, na rozśmieszaniu publiczności monologiem wygłaszanym ze sceny, złożonym z aktualnych tematów.

Rutkowski chciał zebrać szybko pod jednym dachem wszystkich warszawskich rozśmieszaczy. Na Chłodnej występował więc z powodzeniem Teatr Improwizowany Klancyk, któremu ton nadawali Michał Sufin i Maciej Buchwald, Betty Q – królowa burleski, znalazło się też miejsce dla burdelowców.

To właśnie na Chłodnej podczas jednego ze stand-uperskich wieczorów poznali się Michał Walczak i Maks Łubieński, „varsavianista, historyk, muzyk, radiowiec, człowiek kameleon" – jak mówi o nim Walczak. Łubieński wykonywał numer poświęcony legendarnemu utworowi „Warszawa" T.Love i dowodził w nim, że Muniek Staszczyk wszystko w tym kawałku pomylił: ulice i dzielnice. Publika wyła ze śmiechu.

Panowie polubili się i zaczęli wspólnie pisać. Walczak mówi dzisiaj: – Oczywiście, że rywalizujemy z Maksem o to, kto jest dowcipniejszy, ale to jest dobra, napędzająca konkurencja. Wspieramy się wzajemnie, inspirujemy, szturchamy. Nasze spotkania to prawdziwa orgia pomysłów, którą na koniec musimy zmienić w sensowną całość, której ja finalnie nadaję dramaturgię i którą reżyseruję.

Wyjście z podziemia

„Pożar w burdelu" wystartował w październiku zeszłego roku. Najpierw przychodziła garstka kolegów i znajomych królika, ale szybko po mieście rozniosła się wieść, że „Burdel" jest inny od tego, co było wcześniej: jest bardzo aktualny, błyskotliwie komentuje bieżące stołeczne życie, bawi się konwencją kabaretu literackiego (nie ma nic wspólnego z kabaretami promowanymi od lat w telewizji, których program opiera się na dowcipach o teściowych) i jest najzwyczajniej w świecie prześmieszny.

W piwnicy przy Chłodnej zaczyna być coraz ciaśniej, a na „Pożar w burdelu" trzeba rezerwować bilety z dużym wyprzedzeniem. Na kolejne odsłony burdelowców nie można wetknąć palca. Doświadczył tego nawet Roman Pawłowski, znany dziennikarz i krytyk teatralny, którego zwyczajnie nie wpuszczono na występ, bo był tak zwany full. Pawłowski w końcu obejrzał „Pożar w burdelu" i napisał w „Gazecie Wyborczej": „Są wulgarni, nieprzyzwoici, opowiadają niesmaczne dowcipy, obrażają publiczność i na dodatek nie umieją tekstu". I dodał na koniec w zachwytach: „Tego nie można przegapić!".

Pierwsze wieczory były zbiorem luźnych gagów, a z czasem zaczęto je fabularyzować i skupiać się wokół jakiegoś tematu przewodniego. I tak „Pożar w szopce" był przygotowany specjalnie na Boże Narodzenie, z okazji walentynek stworzono program „Don Juan w Warszawie", w związku z wyborem nowego papieża powstało „Konklawe" (podobno na tym wieczorze był Michał Kamiński, były poseł PiS, i nie wytrwał), a ostatnio z związku w 69. rocznicą powstania warszawskiego narodził się pomysł na „Gorączkę powstańczej nocy" – to był także pierwszy odcinek „Burdelu", który został zrealizowany na scenie Teatru WARSawy, mieszczącego się w dawnym Kinie Wars przy Rynku Nowego Miasta. Na 300-osobowej widowni nie było ani jednego wolnego krzesła.

– Od początku marzyłem, żeby to się tak rozkręciło – mówi Walczak i dodaje: – Ale muszę przyznać, że nie sądziłem, że pójdzie nam to tak szybko. Z drugiej strony wiedziałem, że pracuję ze scenicznymi bestiami i od początku żeruję na ich talentach i energii. Wyszliśmy z piwnicy na dużą scenę i czujemy teraz większą odpowiedzialność, bo to już nie znajomi, ale zwyczajni warszawiacy, którzy kupują bilety. Nie możemy ich zawieść.

Najważniejsza jest miłość

Gdzie jest klucz do spektakularnego sukcesu „Pożaru w burdelu"? Odpowiedzi są różne. Anna Smołowik: – Często mówimy żartem o sprawach bardzo ważnych. Chcemy inteligentnie komentować Warszawę, a nie tylko śmiać się z niej bez sensu. Tomasz Drabek: – Kluczowa jest aktualność „Burdelu", obśmiewamy to, o czym akurat piszą gazety i mówią mieszkańcy. Monika Babula: – Ważna jest polityka miłości, którą od początku wprowadził Michał. Nikomu nie dowalamy w chamski sposób, nie sączymy ze sceny jadu. Agnieszka Przepiórska: – Nie bez znaczenia jest też to, że znamy się prywatnie i Michał – wiedząc, co się dzieje w naszych życiach – wykorzystuje to w różnych numerach. Andrzej Konopka: – Nasz największy sukces to bez wątpienia widownia, która nie tylko przychodzi na „Pożar w burdelu", ale też w nim aktywnie uczestniczy. Ta zwrotna energia od ludzi i żywe reakcje są najwspanialszą rzeczą, jaką dostajemy. – Nie ma co ukrywać – śmieje się Michał Walczak – nie mieliśmy żadnego planu na sukces. My się po prostu kochamy, kochamy Warszawę i z tej miłości powstał nasz burdel, w którym ciągle jest pożar.

Pożar, jak to pożar, wybuchł nagle. Choć, trzeba to powiedzieć dla zachowania historycznej skrupulatności, tlił się już od jakiegoś czasu. W różnych miejscach, głównie nad Wigrami, gdzie Tadeusz Słobodzianek, dzisiaj powszechnie nielubiany dyrektor Teatru Dramatycznego w Warszawie, prowadził słynne warsztaty dramaturgiczne. Ich uczestnikiem był też Michał Walczak, jeden z najbardziej wszechstronnych i utalentowanych młodych polskich dramatopisarzy i reżyser teatralny w jednej osobie.

W wigierskim Domu Pracy Twórczej powstawał także pomysł na improwizowany Kabaret Na Koniec Świata, który potem się przeniósł do stołecznego Laboratorium Dramatu. Współtworzył go Walczak, ale także młodziutka i nadaktywna aktorka Anna Smołowik. Współpraca ze Słobodziankiem, jak to zwykle bywa, szybko się skończyła, ale chęć robienia kabaretu literackiego pozostała. A skoro jest chęć, to trzeba zebrać ludzi.

Pozostało 90% artykułu
Teatr
Krystyna Janda na Woronicza w Teatrze TV
Teatr
Łódzki festiwal nagradza i rozpoczyna serię prestiżowych festiwali teatralnych
Teatr
Siedmioro chętnych na fotel dyrektorski po Monice Strzępce
Teatr
Premiera spektaklu "Wypiór", czyli Mickiewicz-wampir grasuje po Warszawie
Teatr
„Równi i równiejsi” wracają. „Folwark zwierzęcy” Orwella reżyseruje Jan Klata