Mariusz Treliński na dobre zadomowił się w Walijskiej Operze Narodowej w Cardiff, która zresztą dzięki nowemu dyrektorowi Davidowi Pountneyowi rozpoczęła współpracę koprodukcyjną z naszą Operą Narodową.
Jej efektem było przeniesienie na scenę w Cardiff warszawskiej inscenizacji „Manon Lescaut" Pucciniego. Ten spektakl Mariusza Trelińskiego miał w Walii premierę 8 lutego. Za tydzień, 26 lutego, polski reżyser zaprezentuje zaś „Boulevard Solitude" Hansa Wernera Henzego.
Wybór utworu nie jest przypadkowy. Dyrektor David Pountney, który sam jest nowatorskim reżyserem (polscy widzowie znają jego inscenizację „Pasażerki" Weinberga), tak ułożył program sezonu w Cardiff, by bohaterkami były kobiety upadłe. Takie jak Manon Lescaut umierająca w finale na amerykańskim pustkowiu, dokąd została zesłana.
Skomponowany przez Henzego w latach 50. XX wieku „Boulevard Solitude" to współczesna wersja opowieści o Manon Lescaut i kawalerze des Grieux. W ujęciu Mariusza Trelińskiego i scenografa Borisa Kudlički będzie to jak gdyby pogłębienie diagnozy losów kobiety w dzisiejszym świecie zdominowanym przez wyrachowanych mężczyzn, co obaj pokazali w „Manon Lescaut" Pucciniego.
Zupełnie inną kobietą jest Alcesta, małżonka Admeta, króla antycznej Tesalii. Gdy bogowie przepowiadają mu śmierć, ona postanawia złożyć w ofierze swoje życie, by w ten sposób ocalić męża.