Bohaterów poznajemy podczas balu, który można nazwać salonem z widokiem na wojnę. Towarzystwo rozmawia na temat wojny, która z udziałem Rosji toczy się w Austrii. Napoleon odnosi kolejne zwycięstwa. Wojna jest jeszcze tylko modnym tematem konwersacji, który kojarzy się bardziej z przygodą i szansą na karierę niż realnym niebezpieczeństwem nadchodzącym nagle.
– Zaczynamy historycznie, w kostiumie, tak jak powinna wyglądać adaptacja powieści Lwa Tołstoja – mówi „Rzeczpospolitej" Marcin Liber, reżyser. – Ale przywołanie tytułu cara ma dziś podobny wydźwięk co kiedyś. W drugim akcie przeskakujemy w czasie. Rzecz będzie się działa w Moskwie, w 2021 roku. Towarzyszy temu informacja, że „Wojna i pokój" znajduje się na indeksie książek zakazanych Unii Europejskiej. Tak jak w powieści, Moskwa jest okupowana przez żołnierzy z zachodniej Europy. Opowieść toczy się z perspektywy Rosjan, którzy są ofiarami.
To częsty motyw w historii Rosji. Zbiorowa hipokryzja każe Rosjanom w okresie militarnej agresji wobec innych państw przedstawiać się w ten sposób.
– To się łączy z poczuciem bycia narodem wybranym, na tym budowana jest rosyjska tożsamość – mówi Marcin Liber. – Tołstoj opisuje szlachetnych Rosjan, idealnych rycerzy walczących o kraj, gdy my pamiętamy, że Polska była wtedy pod rosyjską okupacją. Jednak dla większości Rosjan każda wojna, broniąca imperialistycznych interesów, jest wojną sprawiedliwą. Mamy do czynienia z piętrową spekulacją: będziemy sobie wyobrażać Rosjan, którzy wyobrażają sobie, że są ofiarami Europy.
Skutki wojny są pokazywane również przez wątki rodzinne.