Polska może zacząć dopłacać do UE

Holandia, Austria, Dania i Szwecja chcą zablokować plan Merkel i Macrona odbudowy Unii po pandemii. Być może Polsce opłaca się trzymać za to kciuki.

Aktualizacja: 25.05.2020 06:16 Publikacja: 24.05.2020 18:53

Polska może zacząć dopłacać do UE

Foto: AFP

Przywódcy Francji i Niemiec przedstawili 18 maja pomysł wartego 500 mld euro mechanizmu, zgodnie z którym Komisja Europejska zaciąga kredyty na rynkach finansowych i przekazuje je jako granty najbardziej dotkniętym zarazą państwom członkowskim.

– Nie oznaczałoby to wypuszczenia euroobligacji, bo każdy kraj przejąłby odpowiedzialność tylko za tę część zobowiązań, która odpowiada jego udziałowi w budżecie UE – mówi „Rzeczpospolitej" Ansgar Belke, dyrektor Instytutu Ekonomii na Uniwersytecie Duisburg-Essen.

Agencja Bloomberg obliczyła, jaki z tego bilans kosztów i zysków mógłby wynikać dla krajów Unii. Nie wypada on dla Polski dobrze. Nasz kraj mógłby dopłacić łącznie w perspektywie wielu lat od 0,4 do 0,8 proc. PKB netto (od ok. 2,3 do ok. 4,6 mld dol.) do inicjatywy Paryża i Berlina. Dlaczego? W obliczeniach wykorzystano najnowsze prognozy Komisji Europejskiej, które zakładają, że w tym roku polska gospodarka skurczy się o 4,3 proc., ale w roku przyszłym odbije o 4,1 proc. To jeden z najlepszych wyników w Unii. – Za odpowiedzialną politykę fiskalną i relatywnie sprawne zarządzenie kryzysem Covid-19 Polska zostałaby finansowo ukarana przez Brukselę – mówią źródła w Warszawie.

Kredyty za granty

Konrad Szymański, minister ds. europejskich, w rozmowie z „Rzeczpospolitą" uspokaja: „Nie zgodzimy się na żaden model wsparcia, który będzie dyskryminacyjny wobec Europy Środkowej. Propozycja niemiecko-francuska nie została przyjęta, nie jest też bazowym projektem. Takim będzie projekt Komisji Europejskiej. Ta propozycja nie mówi też nic o zasadach wydatkowania Funduszu Odbudowy. Więc nie ma kluczowych danych do takiej estymacji. To jest przedmiotem sporu."

Zatwierdzenie Funduszu jak i całego budżetu Unii na lata 2021–2027 będzie wymagało jednomyślnego poparcia 27 krajów UE. Z wyliczenia Bloomberga wynika, że poza Polską tak dużymi dopłatami netto (łącznie od 0,4 do 0,8 proc. PKB w ciągu wielu lat) ryzykują tylko kraje o wiele bogatsze (Niemcy, Dania, Szwecja, Finlandia). Austria zapłaciłaby nawet ponad 0,8 proc. PKB. Znacznie mniej (do 0,4 proc. PKB) miałyby dopłacać Holandia, Belgia, Luksemburg, Czechy i Portugalia. Na największe wsparcie (ponad 1,2 proc. PKB netto) mogłyby liczyć Grecja, Chorwacja i Irlandia, nieco mniejsze (od 0,8 do 1,2 proc. PKB netto) Hiszpania, a jeszcze mniejsze (od 0,4 do 0,8 proc. PKB netto) Włochy, Węgry, Słowenia, Bułgaria i Łotwa oraz do 0,4 proc. PKB Francja, Słowacja, Rumunia, Łotwa i Estonia.

W sobotę w imieniu klubu „czterech skąpców" kanclerz Austrii Sebastian Kurz przedstawił alternatywny scenariusz. Wyklucza on nie tylko uwspólnotowienie długu, ale także zakłada zastąpienie grantów kredytami.

Czy zablokowanie planu Merkel i Macrona przez Austrię, Szwecję, Holandię i Danię byłoby korzystne dla Polski? Proszące o zachowanie anonimowości źródła w Warszawie wskazują, że układ, w którym poprzez nieuczciwe praktyki Holandia podbiera innym krajom Unii istotną część dochodów podatkowych i przeznacza ogromne kwoty na wsparcie firm w pandemii, a jednocześnie wyklucza ambitny program pomocy na poziomie całej Unii prowadzi do rozbicia jednolitego rynku, podstawy sukcesu gospodarczego Polski. Podobna jest logika pozostałej trójki. Niemcy, choć też przekazują bezprecedensowe kwoty swoim firmom, przynajmniej zdecydo wały się na Fundusz, który, trzymając się wyliczeń Bloomberga, można oznaczać dla nich istotne koszty.

Chwyt marketingowy

Jak mówi Ansgar Belke, po wyroku niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego okazało się, że utrzymanie stabilności finansowej Unii poprzez politykę monetarną (skup obligacji) Europejskiego Banku Centralnego stało się niepewne. A dla Niemiec, wielkiego eksportera, utrata rynków zbytu we Włoszech czy Hiszpanii byłaby ogromną stratę. Ekonomista podkreśla też, że Fundusz jest znakomitym chwytem marketingowym, bo pozwolił Merkel na „wywiązanie się z obowiązku solidarności unijnej tanim kosztem".

Jednym ze sposobów na ograniczenie kosztów dla Berlina jest „warunkowość" wypłat, jaka została wpisana do projektu. Chodzi o reformy strukturalne, które dla południa Europy są trudne do przełknięcia. Hiszpańska prasa ustaliła np., że w przypadku królestwa chodziłoby o utrzymanie liberalnych reform rynku pracy z lat 2011-12 konserwatywnego premiera Mariano Rajoya. Dziś jego socjalistyczny następca Pedro Sanchez chce je po części odwołać. Gdyby to zrobił, pieniędzy z Funduszu Odbudowy Hiszpania miałaby nie dostać.

Innym czynnikiem ograniczającym wypłaty miałby być czas. Fundusz działałby krótko, a wypłaty miałyby ruszyć w 2021 roku. – Jak z Funduszami Strukturalnymi, tylko część zapisanych kwot zostanie wydana – podkreśla Belke.

Plan unijnych wydatków musi zatwierdzić Bundestag, a tu idea Merkel i Macrona napotyka opór. Nie tylko odrzuca go liberalna FDP i eurosceptyczna AfD, ale w samej CDU/CSU wiele zastrzeżeń zgłosił Fredrich Merz, najpoważniejszy kandydat na następcę kanclerz Merkel.

Przywódcy Francji i Niemiec przedstawili 18 maja pomysł wartego 500 mld euro mechanizmu, zgodnie z którym Komisja Europejska zaciąga kredyty na rynkach finansowych i przekazuje je jako granty najbardziej dotkniętym zarazą państwom członkowskim.

– Nie oznaczałoby to wypuszczenia euroobligacji, bo każdy kraj przejąłby odpowiedzialność tylko za tę część zobowiązań, która odpowiada jego udziałowi w budżecie UE – mówi „Rzeczpospolitej" Ansgar Belke, dyrektor Instytutu Ekonomii na Uniwersytecie Duisburg-Essen.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 957
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 956
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 955
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 954