Maria Kolesnikowa została uprowadzona w poniedziałek w centrum Mińska. Z relacji świadków wynika, że zatrzymywały ją osoby ubrane w robocze kamizelki jednej z mińskich spółek telekomunikacyjnych. Kilka godzin później porwano jej dwóch współpracowników z opozycyjnej Rady Koordynacyjnej: Antona Rodnienkowa i Iwana Krawcowa. Bliscy i koledzy szukali ich przez kilkanaście godzin, aż we wtorek nad ranem propagandowe białoruskie media poinformowały, że cała trójka „przeszła kontrolę graniczną” na przejściu Aleksandrowka na granicy z Ukrainą. Tuż po tym ukraińska straż graniczna sprostowała, że granicę Ukrainy przekroczyli jedynie Rodnienkow i Krawcow.
– To było przymusowe wyrzucenie z ojczystego kraju w celu kompromitacji białoruskiej opozycji. Marii Kolesnikowej nie udało się wyrzucić z Białorusi, ta odważna kobieta uniemożliwiła swoje przekroczenie granicy. Pozostaje na terenie Białorusi, a całą odpowiedzialność za jej życie i zdrowie ponosi osobiście Aleksander Łukaszenko – komentował incydent doradca szefa ukraińskiego MSW Anton Geraszczenko.
Ukraińska agencja Interfax-Ukraina pierwsza podała, że kobieta rozdarła swój paszport, uniemożliwiając białoruskim służbom wyrzucenie jej z kraju.
Z orkiestry do polityki
Zaskoczyła tym samym nie tylko białoruskie KGB, ale też propagandowe media, które na bieżąco próbowały zmieniać historię wydarzeń na granicy. Poinformowały więc później, że po kontroli paszportowej Kolesnikową jednak „wypchnęli z samochodu koledzy” i „odjechali w kierunku Ukrainy”. Zaskoczony jest nawet rządzący od ponad ćwierćwiecza Łukaszenko, który w poniedziałek w wywiadzie dla rosyjskich mediów musiał się tłumaczyć, że Kolesnikowa „została zatrzymana za naruszenie zasad przekroczenia granicy”. Oznajmił, że „chciała uciec na Ukrainę”, ale nie sprecyzował, dlaczego miałaby uciekać. Na Białorusi nikt jednak nie ma wątpliwości, że reżim postanowił w ten sposób całkowicie rozbić Radę Koordynacyjną, której twarzą była właśnie Kolesnikowa.
– To cios w Radę Koordynacyjną, która osobiście mocno drażni Łukaszenkę. Została powołana z inicjatywy Swiatłany Cichanouskiej, a wielu uważa, że to ona zwyciężyła w wyborach prezydenckich 9 sierpnia – mówi „Rzeczpospolitej” Aliaksandr Klaskouski, znany białoruski politolog. – Najważniejszych przeciwników wypycha się za granicę, by później władze mogły powiedzieć: zobaczcie, jak uciekają wasi liderzy – dodaje.