– Przyjęło się w historii, że niektóre produkty i ich ceny są ważne psychologicznie. Wbito nam do głów, że chleb jest najważniejszy i jego cena jest w centrum uwagi i władz, i narodu. Prawie w tej samej kategorii są cukier i olej słonecznikowy – wyjaśniał działania władz ekonomista Anton Tabach.
Wszystko zaczęło się na wideokonferencji prezydenta z ministrami, na której Putin skrytykował ministra rolnictwa Dmitrija Patruszewa, że nie pilnuje cen na podstawowe artykuły żywnościowe. – Uważajcie, żeby u nas nie wyszło tak jak w Związku Radzieckim. Wtedy mówiono, że jest wszystko, tylko nie dla wszystkich starcza – mówił do ministra, który prywatnie jest synem prezydenckiego przyjaciela, sekretarza kremlowskiej Rady Bezpieczeństwa generała Nikołaja Patruszewa.
Według Putina cukier podrożał o 75 proc., olej – 24 proc., mąka – 13 proc., a chleb – 6 proc. (prawdopodobnie chodziło mu o ceny rok do roku). Śledczy generalnej prokuratury potwierdzili: dokładnie tak podrożały podstawowe produkty.
„Dziadek żyje we własnym świecie, gdzie są tylko dwa problemy, a i te rodem z ZSRR: po pierwsze – drożeje olej słonecznikowy, a po drugie – Amerykanie podsr...ją" – skomentował wystąpienia Putina opozycjonista Dmitrij Gudkow.
Prokuratorów wyprzedził premier Michaił Miszustin, który wcześniej zebrał ministrów oraz przedstawicieli biznesu i kazał ograniczyć ceny na olej i cukier. Na wypadek gdyby producenci i handlowcy opierali się, rząd przygotował projekt ustanowienia od 1 stycznia cen maksymalnych. Trochę przestraszeni eksperci ekonomiczni uprzedzają, że zbyt niskie ceny mogą doprowadzić do przerw w dostawach i „powstania realnego deficytu towarów". – Regulowanie cen właśnie na cukier i olej to rodzaj rytualnych, politycznych gestów słabo wpływających na rynek – uspokaja jednak Tabach.