Sytuacja wymknęła się spod kontroli. Przybysze z Maroka, w przytłaczającej większości bardzo młodzi, a nawet nieletni, przejęli we wtorek ulice 80-tysięcznej Ceuty. Należy ona do Hiszpanii, ale leży w Afryce Północnej, mając za jedynego sąsiada Maroko.
600 funkcjonariuszy Guardia Civil i tyluż z policji nie są w stanie ich powstrzymać. Premier Pedro Sánchez odwołał wizytę w Paryżu i posłał do Ceuty wojsko. Dowodzenie nad operacją objął szef MSW Fernando Grande-Malaska, który jest już na miejscu. W kraju, który przez siedem wieków musiał walczyć z muzułmańską okupacją, kryzys przywołuje niepokojące skojarzenia.
Fala migrantów ruszyła, gdy marokańska straż graniczna zeszła z posterunku. To decyzja polityczna Rabatu w reakcji na przyjęcie do szpitala w hiszpańskim Logrono 73-letniego Brahima Ghalego. To lider Frontu Polisario i prezydent Saharyjskiej Arabskiej Republiki Demokratycznej uznawanej przez kilkadziesiąt państw, głównie afrykańskich (żadne zachodnie). O pomoc w sprawie ciężko chorego po zakażeniu covidem Ghalego zwróciła się do Hiszpanii Algieria, wspierająca Front Polisario walczący o niepodległość Sahary Zachodniej. Madryt zapewnia, że zgodził się „wyłącznie ze względów humanitarnych".
Maroko w to jednak nie wierzy. Oskarża hiszpańskie władze o działanie „z premedytacją". Podejrzewa, że ekipa Sáncheza chce podkreślić, iż nie zamierza nigdy uznać władzy Maroka nad Sahary Zachodniej, hiszpańskiej kolonii, którą Madryt pozostawił rok po śmierci Francisco Franco w 1976 r.
Donald Trump pod koniec kadencji w Białym Domu uznał Saharę Zachodnią za część Maroka w zamian za normalizację przez Rabat stosunków dyplomatycznych z Izraelem. Marokańczycy chcieliby, aby Hiszpania też uznała, być może za przyznanie szerokiej autonomii Saharze Zachodniej (266 tys. km kw i ledwie 0,5 mln mieszkańców).