W ten weekend w Lizbonie spotykają się przedstawiciele 80 państw Czarnego Lądu i Europy. Mają do omówienia długą listę problemów: od praw człowieka poprzez pomoc rozwojową, misje pokojowe i imigrację, na handlu kończąc.
Już na wiele tygodni przed szczytem pojawiły się jednak poważne kontrowersje związane przede wszystkim z zaproszeniem do Lizbony prezydenta Zimbabwe Roberta Mugabe odpowiedzialnego za łamanie praw człowieka i doprowadzenia państwa do ruiny gospodarczej.
Zaproszenia dla objętego unijnymi sankcjami dyktatora domagały się państwa afrykańskie i prawie cała Unia uległa żądaniu. Postawę brytyjskiego premiera Gordona Browna, który postanowił zbojkotować spotkanie, skrytykowała Bruksela. – Gdy ktoś zajmuje się polityką międzynarodową, czasem musi się spotykać z ludźmi, z którymi nie chciałaby go widzieć własna matka – powiedział szef Komisji Europejskiej Jose Barroso.
W piątek po południu w MSZ w Warszawie dowiedzieliśmy się, że polskiej delegacji na szczyt przewodniczyć ma zaledwie wiceminister spraw zagranicznych Ryszard Schnepf. Jednocześnie zapewniono: To nie jest żaden bojkot. Po prostu tak wyszło. Nasz rozmówca nie wykluczył jednak, że do uroczystego otwarcia szczytu w sobotę rano plany te jeszcze mogą się zmienić.
Większość UE zgodziła się zasiąść przy jednym stole z Mugabe, bo postawiła na współpracę gospodarczą z tym najszybciej rozwijającym się, bogatym w surowce rynkiem świata. – Musimy zacząć dostrzegać możliwości, jakie są w zasięgu ręki – oświadczył komisarz UE ds. rozwoju Louis Michel.