– To, co czynili naziści w obozach, czynią obecnie Grecy w imieniu Zachodu. Zabijają. Są to płatni legioniści Zachodu – w taki sposób skomentował sytuację na granicy turecko-greckiej prezydent Recep Erdogan. Greckich przywódców nazwał barbarzyńcami oraz faszystami.
Takie słowa świadczą o stopniu frustracji prezydenta, który nigdy nie słynął z umiarkowanych określeń pod adresem swoich wrogów. Zalicza się do nich nie tylko Grecja, ale i Zachód pod postacią Unii Europejskiej, która stoi murem po stronie Aten w konfrontacji z Ankarą.
Rzecz dotyczy tysięcy imigrantów i uchodźców, którym Turcja otworzyła drogę do granicy z Grecją szantażując tym samym UE oraz NATO w celu uzyskania wsparcia finansowego oraz wsparcia przez sojusz tureckich działań w syryjskiej prowincji Idlib. Tysiące imigrantów koczują więc od dwóch tygodni na szczelnie zamkniętej przez Greków granicy, a ci, którym udaje się przekroczyć graniczną rzekę Evros (Marica), są odsyłani z powrotem do Turcji.
Skarżą się, że zostali ograbieni z telefonów komórkowych, na brutalne traktowanie przez greckie służby oraz że zostali pozbawieni prawa do składania wniosków azylowych, co jest sprzeczne z prawem międzynarodowym.
– Trudno mówić o bezkompromisowej postawie Grecji w sytuacji, gdy coraz bardziej rygorystycznie kontrolowane są granice w Europie w sytuacji zagrożenie koronawirusem – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Tania Bozaninou z opiniotwórczego greckiego dziennika „To Vima".