W Strasburgu nie chcą eurosceptyków

Socjalistom i chadekom nie podobają się małe partie w Parlamencie Europejskim. Zamierzają odebrać im pieniądze i wpływy polityczne

Aktualizacja: 29.05.2008 14:02 Publikacja: 29.05.2008 06:13

Partia Niepodległości Wielkiej Brytanii, której liderem jest przewodniczący grupy Niepodległość i De

Partia Niepodległości Wielkiej Brytanii, której liderem jest przewodniczący grupy Niepodległość i Demokracja Nigel Farage, prowadzi w Anglii malownicze kampanie antyunijne

Foto: Reuters

W Parlamencie Europejskim powstała zadziwiająca koalicja. Jednym głosem przemówiły frakcje tak różne, jak liberałowie, zieloni, komuniści i eurosceptycy. Cel mają jeden: powstrzymać dwie największe frakcje: socjalistów i chadeków, od zmonopolizowania europarlamentu.

Ich niepokój wywołał plan Richarda Corbetta, eurodeputowanego z brytyjskiej Partii Pracy. Przewiduje on ograniczenie liczby grup działających w PE. Obecnie do stworzenia frakcji wystarczy 20 deputowanych reprezentujących jedną piątą państw członkowskich. Od nowej kadencji ten próg miałby zostać podniesiony do 30 osób z jednej czwartej państw, czyli do 3,3 proc. członków europarlamentu. Niemożność utworzenia grupy oznacza brak pieniędzy na prowadzenie biura i mniejsze wpływy polityczne.

– Gdy te przepisy wejdą w życie, nasza frakcja przestanie istnieć – przyznaje w rozmowie z „Rz” przedstawiciel eurosceptycznej grupy Niepodległość i Demokracja. Gromadzi ona 23 prawicowych deputowanych, głównie z Wielkiej Brytanii, ale też z Polski (LPR), Czech, Szwecji, Danii, Grecji, Holandii, Francji i Irlandii. Grupa protestuje przeciwko zakusom socjalistów i chadeków.

– Ci ludzie tak się boją opinii publicznej, że chcą wykuć w kamieniu swe prawo do ich ignorowania – mówi „Rz” Graham Booth z NiD, członek Komisji Konstytucyjnej, która zdecydowała, by raport o nowej organizacji PE został poddany pod głosowanie na lipcowej sesji.

Socjalistyczny przewodniczący komisji Jo Leinen faktycznie dopuścił się nadużycia, bo po pierwszym nieudanym głosowaniu zarządził powtórkę. W tym czasie socjaliści i chadecy ściągnęli na salę swoich deputowanych i, dzięki arytmetycznej przewadze w PE, wygrali. Ten trik jeszcze bardziej rozsierdził mniejsze grupy polityczne.

– Chadecy i socjaliści przeprowadzili manewr, który zrazi do nich obywateli Europy – komentował brytyjski liberał Andrew Duff. Akurat on nie musi się obawiać: grupa liberałów, trzecia co do wielkości w PE, ma zapewnioną silną pozycję w parlamencie. Ale – co przyznają nawet jego przeciwnicy polityczni, eurosceptycy – Duff okazał się demokratą, który wie, że PE musi reprezentować różne punkty widzenia.

Zwolennicy zmian przekonują, że celem jest usprawnienie funkcjonowania PE.

– Jeśli wejdzie w życie traktat lizboński, to parlament zyska nowe kompetencje i stanie się prawdziwym uczestnikiem procesu legislacyjnego. A to oznacza, że będzie musiał więcej czasu poświęcać na uchwalanie prawa, a mniej na debaty i rezolucje niemające praktycznych konsekwencji – mówi „Rz” Jacek Protasiewicz, eurodeputowany PO, partii należącej do wielkiej grupy chadeckiej. Pytany o eurosceptyków mówi: – Oni nie wnieśli niczego w proces legislacyjny, zajmowali się tylko manifestowaniem swoich odmiennych poglądów.

Argumentacja dużych partii nie trafia do przekonania Konradowi Szymańskiemu z PiS, który w PE zasiada w mniejszej Unii na rzecz Narodów. Według niego prawdą jest, że parlament mógłby czasem więcej robić, a mniej debatować, ale to można zapewnić bez zmiany prawa. Wystarczy zgoda szefów grup na ograniczenie tematów debat czy liczby zgłaszanych raportów.

– Tymczasem proponuje się zmiany, które w oczywisty sposób utrudnią polityczną reprezentację zróżnicowanej Europy – uważa Szymański.

I dodaje, że wielkim grupom politycznym zależy przede wszystkim na ochronie interesów Parlamentu Europejskiego jako instytucji, a nie na wypełnianiu obietnic wyborczych. Dlatego tak często, aż w 60 proc. wypadków, socjaliści i chadecy głosują jednakowo.

W Parlamencie Europejskim powstała zadziwiająca koalicja. Jednym głosem przemówiły frakcje tak różne, jak liberałowie, zieloni, komuniści i eurosceptycy. Cel mają jeden: powstrzymać dwie największe frakcje: socjalistów i chadeków, od zmonopolizowania europarlamentu.

Ich niepokój wywołał plan Richarda Corbetta, eurodeputowanego z brytyjskiej Partii Pracy. Przewiduje on ograniczenie liczby grup działających w PE. Obecnie do stworzenia frakcji wystarczy 20 deputowanych reprezentujących jedną piątą państw członkowskich. Od nowej kadencji ten próg miałby zostać podniesiony do 30 osób z jednej czwartej państw, czyli do 3,3 proc. członków europarlamentu. Niemożność utworzenia grupy oznacza brak pieniędzy na prowadzenie biura i mniejsze wpływy polityczne.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021