Negatywną ocenę stanu konkurencji na dynamicznie rozwijającym się rynku wystawiła estońska eurodeputowana Marianne Mikko. Jej raport przegłosuje dziś w Brukseli Komisja Kultury Parlamentu Europejskiego. – Nie proponuję nowych przepisów, przedstawiam obraz sytuacji w Europie 2008 roku. Mam nadzieję, że więcej osób zacznie się zastanawiać, co z tym zrobić – mówi w rozmowie z „Rz” Estonka z partii socjaldemokratycznej.
W raporcie zauważa, że żyjemy w epoce bezprecedensowego rozwoju mediów, szczególnie audiowizualnych. Technologia cyfrowa i Internet umożliwiają tworzenie nowych kanałów. Nie prowadzi to jednak do większego zróżnicowania. W mediach należących do tych samych europejskich koncernów programy są powielane, co umożliwia obniżanie kosztów.
– Antena satelitarna i 200 kanałów nie oznacza różnorodności oferty, jeśli wszystkie należą do jednego czy kilku koncernów – mówi „Rz” Marc Gruber, dyrektor ds. europejskich w Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy. Według niego koncentrację kapitału na rynku medialnym obserwujemy w Europie od mniej więcej 20 lat.
Niepokój autorki raportu budzi szczególnie sytuacja w nowych państwach członkowskich. – W Estonii czy w Polsce europejskie koncerny zachowują się zupełnie inaczej niż w krajach swego pochodzenia. U siebie dużo bardziej liczą się ze związkami zawodowymi dziennikarzy – mówi Mikko, była dziennikarka.
Bruksela nie jest skora do interwencji, bo interesy wielkich koncernów często splatają się z interesami rządzących