Od dziesięcioleci świat zachodni zna go jako religijnego przywódcę milionów buddystów, duchowy i moralny autorytet, polityka głoszącego zasadę wyrzekania się przemocy i niezmordowanego ambasadora tybetańskiej sprawy.
Dla Chińczyków jest wcieleniem zła: podstępnym i obłudnym separatystą, który nie cofnie się przed niczym, by oderwać Tybet od Chin. Gdy w marcu Dachem Świata wstrząsnęły największe antychińskie zamieszki od 1989 roku, Pekin bez wahania wskazał go jako winnego „podżegania do przemocy”. „Nie pierwszy raz klika Dalajlamy mydli ludziom oczy, głosząc pokój i angażując się w przemoc” – napisał w połowie maja w komentarzu redakcyjnym oficjalny organ Komunistycznej Partii Chin „Ribao”. Na nic zdały się zapewnienia Dalajlamy, że nie pochwala użycia siły, nie jest za bojkotem tegorocznych igrzysk i nie dąży do niepodległości Tybetu.
Przywódca tybetańskich władz na uchodźstwie urodził się 73 lata temu jako Lhamo Dondrub w skromnej chłopskiej rodzinie w małej wiosce na północnym wschodzie Tybetu. Miał dwa lata, gdy mnisi rozpoznali w nim – zgodnie z buddyjską wiarą w reinkarnację – wcielenie zmarłego wcześniej XIII Dalajlamy, a co za tym idzie, kolejne wcielenie Awalokiteśwary, czyli Buddy Współczucia.
Wstąpił na tron w Lhasie w 1940 roku, a dziesięć lat później w obliczu inwazji Chińskiej Ludowej Armii Wyzwoleńczej stanął jako 15–letni chłopak na czele rządu i państwa. W 1954 roku pierwszy raz podjął się poważnej misji dyplomatycznej, jadąc do Pekinu na rozmowy z Mao Zedongiem. Próby zachowania tybetańskiej autonomii pod rządami nowych, komunistycznych władców Chin spełzły jednak na niczym i w czasie krwawo stłumionego powstania w 1959 roku postanowił ratować się wraz z wieloma rodakami ucieczką na drugą stronę Himalajów.
Od tamtej pory przebywa wraz ze swym rządem na wygnaniu w północnych Indiach. Z tajemniczego przywódcy jednego z najbardziej odizolowanych państw świata stał się obieżyświatem. Jego charakterystyczną sylwetkę i dobroduszny uśmiech znają miliony ludzi różnych ras i wyznań na całym świecie. W ostatnich 40 latach odwiedził około 50 krajów, spotykając się z setkami czołowych polityków – choć zwykle w charakterze prywatnego gościa, by nie drażnić Pekinu, który na wszelkie oficjalne wyróżnienia dla niego reaguje niezwykle gwałtownie. Kilkakrotnie spotykał się z Janem Pawłem II.