Ogłoszenie wyników w komisji wyborczej w Dublinie utrudniały głośne okrzyki radości przeciwników traktatu z Lizbony. 53,47 proc. Irlandczyków uznało go za zagrożenie dla swojego kraju. – To zwycięstwo wolności i rozumu nad europejską biurokracją – komentował znany z eurosceptycyzmu prezydent Czech Vaclav Klaus. Przywódcy Niemiec, Francji, Włoch i Holandii byli jednak rozczarowani wynikami głosowania. Minorowe nastroje panowały też w Brukseli. – To tragedia. Unię Europejską czeka największy kryzys w jej historii –powiedział „Rz” Andrew Duff, brytyjski eurodeputowany z partii Liberalnych Demokratów. Negatywnie zareagował rynek. Euro spadło wobec dolara do najniższego poziomu od miesiąca.
Traktat lizboński był próbą wskrzeszenia europejskiej konstytucji, którą w 2005 roku odrzucili w referendach Francuzi i Holendrzy. Miał usprawnić podejmowanie decyzji w Unii. Wprowadzał nowy system głosowania, stanowisko unijnego prezydenta i ministra spraw zagranicznych. Irlandzki rząd za późno zaczął jednak tłumaczyć, jak Irlandia skorzysta na jego przyjęciu. Skuteczną kampanię przeprowadzili przeciwnicy dokumentu, którzy zdominowali ulice irlandzkich miast i wsi. Ostrzegali, że zawiły traktat otwiera drogę do zalegalizowania aborcji, podniesienia podatków i odebrania Irlandii statusu państwa neutralnego.
53,4 proc. Irlandczyków głosowało przeciwko traktatowi. W niektórych miastach ich przewaga wynosiła nawet 20 punktów
– Ten projekt wiązał się z pewnym ryzykiem także dla Polski i dobrze, że znalazł się w koszu. Problemem Unii jest brak woli politycznej do podejmowania śmiałych decyzji, a nie brak procedur – mówi „Rz” eurodeputowany PiS Konrad Szymański.
Zwolennicy pogłębiania unijnej integracji nie zamierzają się jednak poddawać. – Traktat nie jest martwy – zapewnia szef Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso. – Będziemy szukali drogi, aby jednak wszedł w życie – podkreślił Donald Tusk.