– Zachowujcie się przyjaźnie, pokazujcie flagę i bądźcie zdecydowani – instruował obserwatorów na porannej odprawie kierujący unijną misją Hansjoerg Haber. Zdecydowanie okazało się konieczne już kilkadziesiąt minut później na rosyjskim posterunku, przez który obserwatorzy próbowali wjechać do strefy buforowej utworzonej wokół Osetii Południowej.
Rzecznik rosyjskich sił pokojowych w Gruzji ostrzegał we wtorek, że obserwatorzy nie będą mieli do niej dostępu. Przepuszczono ich jednak po trwającej 10 minut wymianie zdań. – Obserwatorzy dojechali wszędzie tam, gdzie zamierzali dziś dotrzeć – stwierdziła Cristina Gallach, rzeczniczka szefa unijnej dyplomacji Javiera Solany.
W misji bierze udział ponad 340 przedstawicieli 22 krajów UE. Polska wysłała 31 żandarmów. Obserwatorów rozlokowano w czterech miejscowościach: w Bazaleti i w Gori (obie przy granicy z Osetią Południową), Zugdidi w pobliżu granicy z Abchazją i w czarnomorskim porcie Poti.
Ich obecność to efekt dodatkowej umowy zawartej z Rosją, która nie chciała respektować warunków porozumienia pokojowego z Gruzją. Plan wynegocjowany przez prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego przewidywał powrót do status quo sprzed konfliktu, ale Rosja odmówiła wycofania wojsk ze stref buforowych utworzonych na terenie Gruzji wzdłuż granic z separatystycznymi Osetią Południową i Abchazją.
Moskwa tłumaczyła, że obawia się gruzińskiego ataku na te republiki. Ustalono, że na miejsce rosyjskich wojsk przyjadą unijni obserwatorzy, a Rosjanie dostali czas do 10 października na wycofanie. Choć korespondenci nie zauważyli, aby szykowali się do odwrotu, przebywający z wizytą w Hiszpanii prezydent Dmitrij Miedwiediew obiecał, że Rosja w terminie wypełni wszystkie ustalenia.