[b]Rz: Czy zapowiedź rozmieszczenia w obwodzie kaliningradzkim rosyjskich rakiet taktycznych to pierwszy test dla amerykańskiego prezydenta elekta?[/b]
[b]Adam Rotfeld:[/b] Nie sądzę. To raczej test dla Unii Europejskiej i najbliższych sąsiadów Rosji, takich jak Polska i państwa bałtyckie, ponieważ te rakiety stwarzają bezpośrednie zagrożenie właśnie dla nich. Z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych rakiety krótkiego czy nawet średniego zasięgu mają mniejsze znaczenie niż rakiety międzykontynentalne. Prawdę mówiąc, ta informacja nie jest dla mnie zaskoczeniem. Zaskoczeniem może być to, że Rosjanie to w ogóle ogłaszają. Ale jestem pewien, że taktyczną broń jądrową na terenie obwodu kaliningradzkiego mieli od dawna. Problem w tym, że o ile w sprawie głowic strategicznych międzykontynentalnych mamy bardzo dokładną wiedzę – wiemy nie tylko gdzie są, ale też ile ich jest, to o broni taktycznej nie wiemy prawie nic. I to moim zdaniem powinno być przedmiotem rozmów między nową amerykańską administracją a Rosją.
Ta broń może być teraz kolejnym elementem potęgowania atmosfery strachu. Niepokoi mnie to, że Rosja wraca do koncepcji odstraszania, która – wydawało się – należy już do przeszłości. Moskwa działa wbrew własnym interesom, bo nie potrzebuje wrogów na Zachodzie. Ma ich już dostatecznie dużo na południu. Dlaczego to robią? Musieliby sami odpowiedzieć na topytanie.
[b]A pan jako dyplomata nie ma odpowiedzi na pytanie, dlaczego robią to akurat w dniu ogłoszenia wyników wyborów w USA?[/b]
Oczywiście trudno nie myśleć, że jest to próba wykorzystania momentu zmiany administracji amerykańskiej w nadziei, że ta sprawa nie znajdzie się w centrum uwagi. Tak samo było podczas interwencji wojskowej w Gruzji. Też się wydawało, że wszyscy są zajęci czym innym.