Informacje te podali dyplomaci z Kwatery Głównej NATO w Brukseli. Według nich dwa lata temu doszło w Gruzji do bardzo podobnego incydentu, jak w ostatnią niedzielę w przypadku polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wtedy w niebezpieczeństwie miał się znaleźć sekretarz generalny NATO Jaap de Hoop Scheffer.
Przybył on wówczas do Gruzji na zaproszenie prezydenta Micheila Saakaszwilego. Razem mieli odwiedzić miasto Gori. Gruziński przywódca w ostatniej chwili zmienił jednak trasę podróży i helikopter wylądował mniej więcej w tym samym miejscu, w którym znalazła się ostatnio kolumna Lecha Kaczyńskiego.
– Sekretarz generalny znalazł się w niebezpiecznym rejonie bez zgody na taką wizytę i bez własnej ochrony – mówili w piątek dyplomaci sojuszu. Według nich to wydarzenie wpłynęło na „wizerunek Saakaszwilego jako polityka nieodpowiedzialnego”. Od tego czasu zachodni dyplomaci mają ostrożnie podchodzić do inicjatyw prezydenta Gruzji.
Właśnie dlatego ostatni incydent z udziałem Lecha Kaczyńskiego miał nie wywołać większej reakcji państw Zachodu. Czyżby tamtejsi dyplomaci uważali, że został ukartowany albo sprowokowany przez Saakaszwilego, który za wszelką cenę chce zwrócić uwagę świata na politykę Rosji? Takiej wersji nie wykluczają nawet niektórzy Gruzini. – Zawsze wożę moich gości, by obejrzeli ten posterunek. To żelazny punkt każdej wizyty – opowiada „Rz” Aleksander Rondeli, gruziński politolog.
Ostatnio na światowych salonach coraz częściej mówi się krytycznie o Saakaszwilim. Politycy Niemiec i Włoch są przeciwni gruzińskim aspiracjom do NATO m.in. dlatego, że uznają Saakaszwilego za polityka nieodpowiedzialnego.