Specjalna komisja stara się od dwóch lat ustalić, na czym polegała współpraca niemieckiego wywiadu ze służbami specjalnymi USA i czy pomoc tę można uznać za pośredni udział w wojnie. To sprawa wielkiej wagi, bo oficjalnie rząd Gerharda Schrödera był wojnie przeciwny i jak zapewniał kanclerz, nie może być mowy o udzieleniu Amerykanom wsparcia militarnego. Jednym z najbliższych współpracowników Schrödera był wtedy Frank-Walter Steinmeier. Kierował urzędem kanclerskim i to on nadzorował działalność wywiadu. Powinien więc wiedzieć, że w Bagdadzie działała para niemieckich agentów, którzy przekazywali do centrali cenne informacje, które lądowały potem na biurkach amerykańskich generałów. „Polegaliśmy na nich bardziej niż na doniesieniach CIA. Przyspieszyły nawet wybuch wojny” – powiedział niedawno tygodnikowi „Der Spiegel” generał James Marks, który był w czasie wojny szefem rozpoznania naziemnego amerykańskiej armii. Takie wyznanie rzuca nie tylko nowe światło na charakter niemieckiej pomocy, ale też stawia pod znakiem zapytania prawdomówność Steinmeiera. Zapytany dwa lata temu o to, czy wiedział o działalności agentów, odpowiedział krótko: „Nie”. Nieco później MSZ skorygował wypowiedź szefa dyplomacji, twierdząc, że Niemcy nie udzielały USA „aktywnego wsparcia”. Steinmeier powtórzył te słowa już raz przed komisją Bundestagu. – Teraz dowiemy się czegoś więcej. Przejdziemy do ataku – zapowiedział Max Stadler (FDP) przed czwartkowym posiedzeniem komisji Bundestagu.
Równocześnie dziennik „Die Welt” dotarł do meldunków przekazywanych do USA przez niemiecki wywiad i twierdzi, że potwierdzają one prawdomówność Steinmeiera. Co więcej, informacje przesyłane za ocean miały zostać mocno złagodzone. Tak na przykład w jednym z raportów z 5 marca 2003 roku agenci poinformowali swą centralę w Pullach, że dysponują wiadomościami, jakoby stacje pomp ropy w okolicach Kirkuku zostały przygotowane do wysadzenia. Zdaniem gen. Jamesa Marksa to właśnie ta informacja miała zadecydować o przyspieszeniu amerykańskiej inwazji. Jednak, jak pisze „Welt”, Amerykanie otrzymali „zmiękczoną” wersję tego raportu, w której była mowa o „pożarze jednego ze źródeł wydobywczych” oraz o tym, że Irakijczycy poprosili o „pomoc w ugaszeniu Rumunów i Rosjan”. W uzupełniającej depeszy dla Amerykanów znaleźć się miało nawet zapewnienie, że nie ma żadnych przesłanek wskazujących, jakoby Irakijczycy zamierzali „wysadzić pola naftowe w powietrze”. W podobny sposób zniekształcone zostały też inne informacje. Wynikać z tego może, że Berlin celowo wprowadzał swych sojuszników z NATO w błąd.
Amerykanie docenili jednak uzyskane z Niemiec informacje, a prezydent George W. Bush przyznał parze niemieckich agentów wysokie odznaczenia wojskowe. „Są prawdziwymi bohaterami” – twierdzi generał Marks.
Można wątpić, czy Frank-Walter Steinmeier uchyli w trakcie dzisiejszych zeznań rąbka tajemnicy, jak było naprawdę. Opozycja w Bundestagu nie ma złudzeń, że rząd Gerharda Schrödera uprawiał hipokryzję, kłamał i grał na dwa fronty. Z jednej strony nie ukrywał oburzenia z powodu decyzji takich krajów jak Polska, wspierających USA, z drugiej zaś po cichu wspierał Waszyngton. Komisja Bundestagu zamierza zaprosić do złożenia wyjaśnień gen. Marksa oraz innych wojskowych z USA. Członkowie komisji z ramienia SPD nie widzą takiej konieczności. – Na podstawie meldunków niemieckich agentów nie wystartował ani jeden amerykański bombowiec – zapewnia Michael Hartmann z SPD.