Prezydent Brazylii Luiz Inacio Lula da Silva jako pierwszy latynoski przywódca odwiedził w sobotę Biały Dom. Amerykański prezydent pogawędził z nim serdecznie w świetle reflektorów w Gabinecie Owalnym. Były żarty, uśmiechy i deklaracje wielkiej przyjaźni. Brazylia, jak cała Ameryka Łacińska, miała w ostatnich latach poczucie, że Waszyngton ją ignoruje. Zwycięstwo Obamy wiele rządów przyjęło jako zapowiedź nowej ery. – Mówiliśmy o tym, jakie znaczenie ma dla świata, a szczególnie dla Ameryki Łacińskiej, wybór Baracka Obamy na prezydenta USA – stwierdził Lula.
Obserwator pierwszych kroków nowej amerykańskiej władzy na międzynarodowej arenie mógł mieć wrażenie déja vu. Kolejny „nowy począ- tek”! Było już nowe otwarcie na linii Waszyngton – Moskwa, przejście na nowe tory w stosunkach z Chinami, rozpoczęcie nowej epoki w relacjach z Turcją, zapowiedź nowego otwarcia na Bliskim Wschodzie, deklaracja otwarcia wobec Teheranu...
Amerykańska polityka zagraniczna pod nowymi rządami opiera się na jednej ideologii: antybushyzmie. Barack Obama występuje jako wielki nie-Bush – całkowite przeciwieństwo poprzedniego, wielce niepopularnego na świecie prezydenta. Tak naprawdę do gwałtownej zmiany tonu amerykańskiej dyplomacji doszło już podczas drugiej kadencji Busha, ale w wykonaniu nowego rządu taka zmiana jest dużo bardziej wiarygodna. Nie jest też zupełnie bez znaczenia: gesty, symbole, tony grają w polityce zagranicznej istotną rolę, podobnie jak dobra chemia między przywódcami. Pod wierzchnią warstwą deklaracji i gestów, która pomaga wykreować ciepłą atmosferę na salonach, leżą jednak głębsze problemy, których nie da się rozwiązać, stojąc do wszystkich przodem.
Ledwie sekretarz stanu Hillary Clinton zdążyła po wielce udanej wizycie w Pekinie ruszyć dalej w świat z przesła- niem dobrej woli, doszło do wojny nerwów między marynarkami obu krajów na Morzu Południowochińskim – bo obie strony wciąż sobie nie ufają i wzajemnie się szpiegują. „Zresetowanie” relacji z Moskwą może się stać „przeciążeniem”, gdy się okaże, że Rosja nie jest gotowa wywrzeć presji na Iran. Odbudowanie relacji z Turcją zależy w dużej mierze od tego, czy pozostanie ona państwem świeckim i prozachodnim, czy odpłynie ku niechętnemu Zachodowi światu islamskiemu.
Nie da się też rozwiązać problemu palestyńskiego bez dialogu z Hamasem, a dialogu z Hamasem nie da się podjąć, nie wywołując gwałtownej reakcji Izraela i środowisk żydowskich w USA oraz nie osłabiając pozycji palestyńskiego prezydenta Mahmuda Abbasa. Nie wystarczy posłać specjalnego wysłannika na Bliski Wschód i wystąpić w arabskiej telewizji – trzeba woli podjęcia nieprzyjemnych decyzji i ryzyka narażenia się na gniew przyjaciół.