– Mogę wystartować w wyborach prezydenckich choćby po to, by zmusić prezydenta Wiktora Juszczenkę i szefową rządu Julię Tymoszenko do zwarcia szeregów przeciwko mnie – powiedział Leonid Kuczma podczas zjazdu ruchu obywatelskiego Nasza Ukraina w Kijowie. – Byłem świadkiem akcji protestacyjnej „Ukraina bez Kuczmy”. Teraz, wraz z innymi, chciałbym zobaczyć „Ukrainę bez Juszczenki” – dodał.
Kuczma był prezydentem Ukrainy w latach 1994 – 2004. W wyborach w 2004 roku poparł kandydaturę premiera (i byłego gubernatora obwodu donieckiego) Wiktora Janukowycza, głównego rywala demokraty i reformatora Wiktora Juszczenki. Przeciwko tej nominacji i rządom Kuczmy wystąpili mieszkańcy środkowej, zachodniej i północnej Ukrainy. Wielomilionowe protesty przeszły do historii jako pomarańczowa rewolucja.
Jak doszło do tego, że były prezydent, oskarżany przez politycznych przeciwników o zamordowanie dziennikarza Georgija Gongadzego oraz o nielegalną sprzedaż radarów Kolczuga do Iraku, cieszy się dziś poparciem 39 procent Ukraińców, którzy twierdzą, że był najlepszym przywódcą od uzyskania przez Ukrainę niepodległości?
– To z pewnością skutki kryzysu. Ludzie boją się destabilizacji, masowych zwolnień, załamania gospodarczego. To zmienia ich poglądy, także polityczne. Kuczma ma spore pole manewru – mówi „Rz” Ołeksandr Dergaczow z Instytutu Badań Politycznych w Kijowie.
– Gdyby Kuczma wystartował w wyborach prezydenckich, odebrałby część elektoratu Wiktorowi Janukowyczowi. Wątpię natomiast, by jego zapowiedzi powrotu do wielkiej polityki pojednały Juszczenkę z Tymoszenko – dodał Dergaczow. Jego zdaniem nikt nie jest w stanie pogodzić sojuszników z czasów pomarańczowej rewolucji.