Jak wynika ze wstępnych danych, za etyką jako przedmiotem obowiązkowym, bez alternatywy w postaci religii, opowiedziało się około 51 procent uczestników plebiscytu. Oficjalne wyniki znane będą dzisiaj, ale i tak niczego nie zmienią, gdyż w referendum wzięła udział mniej niż jedna trzecia uprawnionych do głosowania. Tymczasem sukces zwolenników religii zagwarantować mogło jedynie wsparcie jednej czwartej wszystkich uprawnionych do głosowania mieszkańców Berlina.
– Naszym sukcesem jest fakt, że doprowadziliśmy do debaty publicznej – oś- wiadczył wczoraj wieczorem Christoph Lehmann, szef organizacji Pro Reli, która wymusiła na władzach rozpisanie referendum. Zmagania w Berlinie obserwował cały kraj. Konserwatywne media twierdziły, że w stolicy trwa „kulturkampf” i Berlin ubiega się o tytuł ateistycznej stolicy Europy.
„Panie burmistrzu Wowereit, dlaczego muszę wstawać o wpół do 6 rano, by zdążyć na lekcję religii?” – pytała w liście do burmistrza Berlina 12-letnia Kim Louise. W jej szkole lekcja religii zaczyna się dziesięć po 7. Chodzi na nią zaledwie dziesięcioro uczniów z 32-osobowej klasy, dlatego dyrekcja szkoły postanowiła ją przenieść na tzw. lekcję zerową. W zajęciach uczestniczy więc coraz mniej uczniów.
Nie muszą. Od dwóch lat to etyka jest w Berlinie przedmiotem obowiązkowym. – Dlaczego nie możemy wybierać między religią a etyką? – brzmiało kolejne pytanie Kim Louise. Klaus Wowereit odpowiada: – Etyka sprzyja wzajemnemu zrozumieniu wielokulturowej społeczności naszego miasta.
Rodzice Kim Louise głosowali za prawem wyboru, co oznaczałoby nadanie religii statusu obowiązkowego na równi z etyką. Jak w niemal całych Niemczech, bo tak została potraktowana w konstytucji. – Mieszkańcy Berlina powinni mieć te same prawa – oświadczyła przed referendum kanclerz Angela Merkel, opowiadając się za inicjatywą Pro Reli. Konstytucja dopuszcza jednak wyjątki, z których skorzystały władze Berlina złożone z przedstawicieli SPD oraz postkomunistów z byłej NRD. To właśnie we wschodnich dzielnicach miasta króluje ateizm.