– Unia Europejska pozbawiła się wszelkiego prawa do prowadzenia negocjacji z Iranem – stwierdził szef sztabu generalnego gen. Hasan Firuzabadi.
Irańskie władze oskarżyły Europę o podsycanie demonstracji opozycji, które wybuchły po wyborczym zwycięstwie Mahmuda Ahmadineżada. Największy kryzys wybuchł na linii Teheran – Londyn, kiedy Irańczycy aresztowali dziewięciu pracowników brytyjskiej ambasady. Wczoraj na prośbę Londynu Unia zaczęła przygotowywać wspólną odpowiedź. Jedna z propozycji to wycofanie unijnych ambasadorów z Teheranu. Jednak Szwecja, która objęła przewodnictwo w UE, a także Francja i Niemcy obawiają się zamknięcia kanałów dyplomatycznych z Iranem i jego dalszej izolacji.
– Nie możemy po prostu zarzucić sprawy programu atomowego Iranu. To byłby poważny błąd – mówiła Angela Merkel. Do tej pory to Europa hamowała zapędy USA i Izraela domagających się sankcji wobec Iranu i wysuwała hojne oferty w zamian za wstrzymanie programu atomowego Teheranu. Eksperci ostrzegają, że nie przynosiło to efektów i czas na zdecydowaną reakcję.
– Wycofanie ambasadorów to byłby mocny gest pokazujący jedność UE wobec Iranu. To wcale nie wyklucza utrzymywania kontaktów na innych szczeblach – mówi „Rz” profesor Ali Ansari, ekspert ds. Iranu z Uniwersytetu St. Andrews w Szkocji. Jego zdaniem nie warto się przejmować groźbami Teheranu, że zerwie negocjacje. – I tak nie prowadzi ich już od kilku lat, więc co za różnica – twierdzi Ansari.
Zachód krytykuje Iran za brutalne stłumienie demonstracji organizowanych przez zwolenników byłego premiera Mira Hosejna Musawiego, który uznał wybory za sfałszowane. Podczas interwencji służb bezpieczeństwa zginęło co najmniej 20 osób. Ponad tysiąc zwolenników opozycji zostało aresztowanych. Paramilitarne oddziały ochotnicze Basidż i konserwatyści domagają się teraz aresztowania Musawiego. – Za nielegalne protesty trzeba stanąć przed sądem – mówił w czwartek konserwatywny parlamentarzysta Mohammad Taghi Rahbar.