Plaga pożarów się rozszerza. Z Sardynii dotarła na Sycylię i do Kalabrii. W całych Włoszech podczas weekendu wybuchło ich ponad 100. W okolicach Olbii na Sardynii trzeba było ewakuować turystów i miejscowych.
Burmistrz Pozzomaggiore, który w sobotę przemawiał na pogrzebie dwóch ofiar ognia, o ich śmierć oskarżył mafię. Leśnicy i policja też nie mają wątpliwości, że kataklizm to sprawka działających na zlecenie podpalaczy. Wskazują na to badania ekspertów i zeznania świadków. Turyści zwiedzający wyspę samochodem zauważyli, że z auta jadącego przed nimi rzucano w las koktajle Mołotowa. Nikogo nie złapano za rękę, ale prokuratura rozpoczęła już śledztwa. Co gorsza, w miejscach, gdzie udało się opanować żywioł, następnego dnia wybuchają znów pożary. Strażacy są przekonani, że pokrzyżowali plany zleceniodawców, więc podpalacze znów przystąpili do dzieła.
Powtarza się to co roku. Gdy tylko przyjdzie fala upałów, płoną południowe Włochy. Na północy, gdzie nie jest o wiele chłodniej, a wiatr wieje z podobną siłą, pożary nie wybuchają. Trudno nie wiązać paradoksu z tym, że południe, gdzie struktury państwa są słabe, to królestwo organizacji mafijnych. Pożary lasów i pól na terenach atrakcyjnych turystycznie, najczęściej nad morzem, wybuchają dlatego, że ktoś chce tam budować hotele, osiedla i centra usługowe. Dlatego dziewięć lat temu parlament uchwalił prawo, które zabrania budowania czegokolwiek przez co najmniej 15 lat na terenach spalonych lasów i pól. Jak wynika z zeszłorocznej kontroli, w Kalabrii zakaz przestrzegano w 12 proc., w Apulii – w 8 proc. Resztę terenów już zabetonowano.
Gdy pożar wybucha w miejscu słabo dostępnym i odległym od atrakcji turystycznych, to z kolei znak, że komuś brakuje terenu na pastwiska lub pod uprawę. Burmistrz miasteczka Ploaghe Francesco Baule w wypowiedzi dla włoskich mediów stwierdził, że pożary na jego terenie to sprawka „mafii paszowej”. Inni wskazywali na opieszałą akcję ratunkową, oskarżając lokalnych pracowników służb leśnych i strażaków o współpracę z podpalaczami. Właściciel gospodarstwa agroturystycznego na Sycylii, które poszło z dymem, jest przekonany, że to zemsta mafii, bo odmówił płacenia haraczu. Bywa też, że podpalenia to efekt konfliktów między mafijnymi klanami albo konkurentami w turystycznym biznesie.
Ponieważ od 2000 r. karę za podpalenie podniesiono do dziesięciu lat więzienia, mafia zleca tę robotę leciwym, biednym emerytom, których z racji wieku nie można posłać za kratki. Policji udało się w zeszłym roku schwytać kilkunastu piromanów. Niemal wszyscy byli w wieku emerytalnym. Inną kategorią podpalaczy są sezonowi pracownicy leśni. Podpalają, by zapewnić sobie pracę przy gaszeniu pożaru, a potem przy rekultywacji (państwo przeznacza na nią rocznie pół miliarda euro). Na południu spora część tych pieniędzy trafia do mafijnej kasy.