Aleksander Milinkiewicz, główny opozycjonista białoruski, był w ubiegłym tygodniu w Parlamencie Europejskim. Prosił przewodniczącego Jerzego Buzka i grupy polityczne, aby w nowo tworzonym forum parlamentarnym UE i państw Partnerstwa Wschodniego (Euronest) znalazło się miejsce nie tylko dla deputowanych niedemokratycznego parlamentu narodowego w Mińsku, ale też dla opozycjonistów.
– Miał prawo wierzyć, że odpowiednia rezolucja zostanie przegłosowania w tym tygodniu. Jestem zdumiony, że ostatecznie nie znalazła się ona w agendzie sesji plenarnej – mówi „Rz” Jacek Protasiewicz, eurodeputowany PO, szef delegacji UE – Białoruś w PE. Oficjalny powód: agenda jest przeładowana. Nieoficjalny – niechęć części eurodeputowanych w PE do denerwowania Łukaszenki i lobbing białoruskiej dyplomacji. Nawet grupa chadecka, Europejska Partia Ludowa, w skład której wchodzi PO, jest podzielona. Jej szef Joseph Daul (Francuz) nie zgłosił w ogóle propozycji rezolucji na Konferencji Przewodniczących, decydującej o agendzie sesji. – Jerzy Buzek pytał nawet przewodniczącego frakcji EPL o tę sprawę, bo spotykał się wcześniej z Milinkiewiczem i był proszony o poparcie rezolucji. Ale dowiedział się od niego, że rezolucja nie ma większości w grupie chadeckiej – powiedziała nam Inga Rosińska, rzeczniczka Buzka. Z naszych informacji wynika jednak, że większość chadeków chciała rezolucji.
Rezolucja zawierała zapis o szczególnym potraktowaniu Białorusi w Euroneście. O ile wszystkie pozostałe kraje mają być reprezentowane przez delegacje liczące po dziesięciu deputowanych z parlamentów narodowych, to Mińskowi proponuje się wysłanie delegacji złożonej po połowie z deputowanych i opozycjonistów. – Białoruś jest obłożona sankcjami unijnymi. Nie może być traktowana na równi z innymi krajami Partnerstwa Wschodniego – tłumaczy Protasiewicz. Pozostałe państwa Partnerstwa to Ukraina, Gruzja, Mołdawia, Armenia i Azerbejdżan.
Nie wiadomo, jak skończy się sprawa udziału Białorusi w Euroneście. Ale testem determinacji białoruskich władz w blokowaniu opozycji były rozmowy z inną europejską instytucją Radą Europy. To organizacja skupiająca wszystkie kraje naszego kontynentu, poza Białorusią właśnie. Rada Europy zdecydowała w czerwcu o przyznaniu przedstawicielom Białorusi statusu „specjalnych gości”, co jest pierwszym etapem do pełnego członkostwa w RE. – Od razu powiedzieliśmy, że mają to być zarówno oficjalni deputowani, jak również opozycjoniści. Władze początkowo nie chciały o tym słyszeć. Ale w końcu powiedziano mi, że będzie zgoda – mówi „Rz” Goran Lindblad, szwedzki deputowany, szef Komisji Spraw Politycznych Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy w Strasburgu, który jeździł na negocjacje do Mińska. Ostatecznie jednak sprawa członkostwa Białorusi w RE jest zablokowana, ale z zupełnie innego powodu. Białoruś musi wprowadzić moratorium na wykonywanie kary śmierci. – Zaraz po czerwcowej rezolucji i otwarciu drzwi dla Białorusi wykonano tam trzy wyroki śmierci. To oznacza zawieszenie politycznych kontaktów z Mińskiem – mówi Lindblad.