Kwoty narodowe nie są do uzyskania – mówił minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, który brał udział w spotkaniu szefów dyplomacji UE w Brukseli. Rozmawiano o planach organizacji nowej unijnej dyplomacji. – Walczmy, żeby jak najlepsi kandydaci wygrywali w poczuciu potrzeby równowagi i poczuciu, że nowe kraje powinny mieć lekkie fory – wyjaśniał Sikorski.
Catherine Ashton, szefowa unijnej dyplomacji odpowiedzialna za stworzenie Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych, miała zapewnić Sikorskiego, że dobrzy polscy kandydaci będą przez nią uwzględniani. – Będziemy ją trzymać za słowo – mówił minister. Ale żadnych formalnych zapisów w tej sprawie nie udało się wywalczyć.
[srodtytul]Ashton trzy razy w Warszawie[/srodtytul]
Jeśli wśród zasad organizacji unijnej dyplomacji i mianowania urzędników nie znajdą się preferencje dla nowych państw UE, to zarówno Polska, jak i inne kraje naszego regionu będą w niej słabo reprezentowane. Wynika to z przyjętej kilka miesięcy temu ogólnej zasady mówiącej, że jedna trzecia pracowników Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych będzie pochodziła z Komisji Europejskiej, jedna trzecia z Rady UE, a jedna trzecia z narodowych dyplomacji państw członkowskich.
Zarówno w Komisji Europejskiej, jak i Radzie w służbach zajmujących się polityką zagraniczną urzędników z nowych państw członkowskich jest bardzo mało. Nawet więc jeśli w pozostałej jednej trzeciej rzeczywiście będą wybierani urzędnicy najlepsi, Polaków będzie wśród nich niewielu. Owa jedna trzecia ma się bowiem „sprawiedliwie” rozłożyć na dyplomacje narodowe 27 państw UE.