Berlin walczy o swoje

Niemcy chcą przewodzić UE, ale rzadziej kierują się zasadą solidarności

Publikacja: 12.05.2010 03:42

Berlin walczy o swoje

Foto: ROL

Niemiecki rząd zatwierdził wczoraj pakiet pomocy dla państw strefy euro i zapewne to samo zrobi wkrótce parlament RFN.

– Musimy chronić pieniądze Niemców – oświadczyła kanclerz Angela Merkel, dając do zrozumienia, że rządowi zależy nie tyle na ratowaniu Grecji czy innych państw, ile na ochronie interesów Niemiec i ich obywateli.

Takie słowa uspokajają niemiecką opinię publiczną, dając jednak wiele do myślenia partnerom Niemiec w Europie. Chcieliby znać odpowiedź na podstawowe pytanie: dlaczego kanclerz Merkel zwlekała z czynnym uczestnictwem w akcji ratunkowej Grecji i euro?

– Czekała na wynik niedzielnych wyborów w Nadrenii Północnej-Westfalii, wiedząc, że deklaracje finansowego wsparcia Grecji nie są w Niemczech popularne – twierdzą niemieccy analitycy.

Ale jest też druga strona medalu. – Europa jest dla Angeli Merkel nie tyle wspólnotą wartości, ile wspólnotą o charakterze użytkowym – ocenia Martin Schultz, europoseł SPD, tłumacząc długotrwały brak zainteresowania Niemiec pożarem na europejskim podwórku.

Nie on jeden zarzuca szefowej niemieckiego rządu zdradę idei politycznego jednoczenia Europy z korzyścią dla obecnych gospodarczych interesów Niemiec. „Najważniejszym celem Merkel nie jest europejska solidarność. Pani kanclerz jest przede wszystkim obrończynią niemieckiego euro” – konkluduje tygodnik „Der Spiegel”.

Do tej pory Niemcy takie nie były. Integracja europejska była przez całe powojenne dziesięciolecia kamieniem węgielnym współczesnych Niemiec i warunkiem koniecznym do osiągnięcia obecnej pozycji w Europie jako kraju o największym potencjale gospodarczym. Wszystkie powojenne rządy RFN prześcigały się w pomysłach na pogłębienie integracji europejskiej, wykazując przy tym wstrzemięźliwość w dążeniu do przywództwa w Europie.

– Niemiecka skromność była wynikiem lęków przed oskarżeniami o dążenie do hegemonii – przypomina Cornelius Ochmann, ekspert Fundacji Bertelsmanna. Pod tym względem Niemcy się nie zmieniły, dlatego nie zabiegały dla siebie o najwyższe stanowiska w UE.

Zmieniło się coś innego. – Niemcy nie postrzegają już Europy jako celu, lecz traktują ją jako środek do przeforsowania własnych narodowych interesów – taką diagnozę już kilkanaście miesięcy temu postawił Joschka Fischer, były szef niemieckiej dyplomacji i niezmordowany Europejczyk.

– Europa potrzebna była Niemcom do momentu zjednoczenia – tłumaczy wprost „Rz” Ulrike Guerot, szefowa berlińskiego oddziału European Council on Foreign Relations. Przypomina, że Niemcy nie kwestionowały do tej pory swej roli kasjera Unii w dobrze pojętym własnym interesie. Nie czynią tego i teraz, pragnąc jedynie wymóc na Grecji i innych państwach przestrzeganie ustalonych zasad dyscypliny finansowej.

Dyskusja toczy się w warunkach narastającego w Niemczech eurosceptycyzmu. Bawarska CSU wystąpiła przed rokiem z propozycją wprowadzenia w Niemczech referendum w ważnych sprawach unijnych. Jaki byłby jego wynik, można sobie łatwo wyobrazić, biorąc pod uwagę ostatnie sondaże, w których większość Niemców daje wyraz swemu rozczarowaniu euro.

– Najlepszym rozwiązaniem byłby powrót do marki – twierdzi Daniel Buchmann z BüSo, czyli społecznej inicjatywy domagającej się wyjścia Niemiec ze strefy euro. Nikt nie traktuje takich propozycji poważnie. Media zarzucają jedynie kanclerz Merkel chowanie głowy w piasek w trudnych dla Europy chwilach. Domagają się jasnego stanowiska i roli przywódczej.

„Niemcy nie mogą kierować Europą z góry oraz w sposób arogancki. Czasy nazistowskie nie są jeszcze dostatecznie odległe” – ostrzega „Spiegel”. Innymi słowy, Niemcy muszą znaleźć odpowiednią formułę swego przywództwa.

[i]-Piotr Jendroszczyk z Berlina[/i]

[ramka][srodtytul]Opinie dla „Rzeczpospolitej” [/srodtytul]

[b]Janusz Reiter[/b] | [i]prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych [/i]

W Niemczech już nie ma bezwarunkowego odruchu proeuropejskiego, który działał przez kilka dziesięcioleci. To normalne, jeśli zważyć skalę zmian, które zaszły w Europie i na świecie. Przede wszystkim wyczerpał się mit europejski, który był odpowiedzią na doświadczenie II wojny światowej. Europa jest dziś bardziej sprawą rozsądku niż emocji. Nie tylko w Niemczech. Opinia publiczna jest o wiele bardziej krytyczna i wymagająca. Nie oznacza to jednak, że Niemcy odwróciły się od Europy. Teoretycznie mają inne opcje, ale żadna z nich nie jest lepsza niż ta europejska. Renacjonalizacja Europy, zwłaszcza w polityce bezpieczeństwa, obróciłaby się przeciwko samym Niemcom. Po pierwsze, nie mają one i nie będą miały takiej siły, która pozwoliłaby im prowadzić odrębną politykę bezpieczeństwa. Po drugie, niemiecka siła, niewkomponowana w UE i NATO, mogłaby sprowokować inne kraje do budowania sojuszy przeciwko niemieckiej dominacji. Niemcy nie mają najmniejszego interesu w tym, żeby inne kraje bały się ich potęgi. To zaś znaczy, że najważniejszy motyw niemieckiej polityki europejskiej jest nadal aktualny. Zdobycie poparcia społecznego dla tej polityki jest jednak znacznie trudniejsze. W Niemczech jest silna pokusa bycia tzw. normalnym krajem. Takim, który może sobie pozwolić na tyle egoizmu co inne. Pokusa egoizmu walczy z poczuciem odpowiedzialności za Europę i walka tych tendencji nieraz się ujawni.

[b]Hans Stark[/b] | [i]Francuski Instytut Stosunków Międzynarodowych (IFRI)[/i]

Niemcy nie mają zamiaru odwrócić się plecami do Unii Europejskiej. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że zaaprobowali kredyty dla Grecji oraz unijny plan ratowania euro. To będzie ich kosztowało dobrych kilkadziesiąt miliardów. Jeśli więc marudzą, to nie dlatego, że są nagle mniej proeuropejscy, tylko dlatego, że chcą mieć gwarancję, że ich pieniądze nie pójdą na marne. To nic nowego, pod koniec lat 90., kiedy wprowadzano wspólną walutę, Berlin także domagał się gwarancji i stawiał warunki. Teraz jest podobnie. Niemcy oczekują, że Grecja, której udzielą milardowych kredytów, ograniczy dług publiczny. Jak najszybciej. Dodatkowo trzeba zainwestować miliardy w ratowanie euro. Nie wszystkim się to podoba i jak zawsze w takich chwilach eurosceptycy nawołują do powrotu do marki niemieckiej i wystąpienia ze Wspólnoty. Nie oznacza to jednak, że Niemcy jako naród przekreślają ideę europejską. Także przegranej chadecji i liberałów w wyborach w Nadrenii Północnej-Westfalii nie można traktować jako dowód na to, że Niemcy nie chcą łożyć na Grecję i wystawili kanclerz Merkel czerwoną kartkę. W tym kraju związkowym od lat tradycyjnie rządzą socjaldemokraci. Chadekom z trudem udało się wygrać tam wybory pięć lat temu. Nie ma to nic wspólnego z kryzysem greckim. Zresztą nie tylko Niemcy zgodzili się pomóc Atenom i wesprzeć euro. W interesie wszystkich członków Unii leży, by w Grecji nie doszło do całkowitej gospodarczej zapaści, a euro nie traciło dalej na wartości. [i]—not. ryb [/i][/ramka]

Niemiecki rząd zatwierdził wczoraj pakiet pomocy dla państw strefy euro i zapewne to samo zrobi wkrótce parlament RFN.

– Musimy chronić pieniądze Niemców – oświadczyła kanclerz Angela Merkel, dając do zrozumienia, że rządowi zależy nie tyle na ratowaniu Grecji czy innych państw, ile na ochronie interesów Niemiec i ich obywateli.

Pozostało 95% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021