[i]Korespondencja z Waszyngtonu [/i]
Takie dane podał w piątek Pew Research Center. Jeszcze 20, 30 lat temu bezdzietność była o wiele mniej powszechna. W latach 70. ubiegłego wieku biologicznego dziecka nie miała co dziesiąta, a w latach 80. co jedenasta Amerykanka w wieku 40 – 44 lata, który wyznacza koniec okresu rozrodczego kobiet. W grupie bezdzietnych są zarówno Amerykanki, które chciałyby urodzić dziecko, ale z przyczyn zdrowotnych nie mogą, jak i te, które wybrały bezdzietność.
Przyczyn należy szukać w przemianach społecznych i kulturowych. – Wydaje się, że zanikła presja na rodzenie i wychowanie dzieci. Obecnie decyzja o posiadaniu potomstwa jest traktowana jako osobisty wybór – przekonują Gretchen Livingston i D'Vera Cohn, autorki raportu Pew Research Center. „Washington Post” zauważa, że Amerykanki używają dziś skuteczniejszych środków antykoncepcyjnych i mają dużo większe możliwości rozwoju kariery zawodowej. Według raportu Pew w grupie kobiet, które nie decydują się na dziecko, dominują najlepiej wykształcone. Można jednak zaobserwować ciekawy wyjątek. W 1994 roku aż 31 procent kobiet po czterdziestce z tytułem magistra lub doktora nie miało dzieci, w 2008 roku było ich 24 procent.
– Dziś pracującym kobietom łatwiej jest niż w latach 90. godzić życie rodzinne i zawodowe. Mogą być one jednak szczęśliwe zarówno posiadając dzieci, jak i bez nich – mówi „Rz” Tanya Koropeckyj-Cox, socjolog z Uniwersytetu Florydy. – Jeśli zdecydują się na bezdzietność, nie muszą już obawiać się napiętnowania w społeczeństwie – dodaje.
Jej obserwacje potwierdzają wyniki badań opinii publicznej. Jeszcze pod koniec lat 80. ubiegłego wieku tylko 39 procent ankietowanych nie zgadzało się z twierdzeniem, że ludzie bezdzietni „mają puste życie”. Na początku XXI wieku ten odsetek wzrósł do 59 procent. Posiadanie potomstwa nie jest już też uważane przez Amerykanów za warunek udanego małżeństwa. W latach 90. aż 65 procent uważało dzieci za bardzo ważne dla związku małżeńskiego, w 2007 roku odsetek ten spadł do 41 procent.