Eksperci wytykają organizatorom Love Parade, że nie zainstalowali kamer umożliwiających ocenę natężenia ruchu w najbardziej newralgicznym miejscu, jakim był feralny tunel prowadzący na teren imprezy. Zignorowali też ostrzeżenia straży pożarnej i specjalistów. Co więcej, lokalny nadzór budowlany zwolnił ich z wymogu zapewnienia dróg ewakuacyjnych.
Policja, która nie uczestniczyła w opracowywaniu koncepcji bezpieczeństwa imprezy, była przekonana, że jest w stanie w każdych okolicznościach opanować tłum udający się dwiema wyznaczonymi trasami na teren końcowego koncertu.
– Jak można było nie przewidzieć, że może powstać ogromny tłok w tunelu, sprzyjający wytworzeniu się atmosfery zagrożenia i w konsekwencji paniki? – pytał wczoraj prof. Wolf Dombrowsky, psycholog specjalizujący się w badaniu zachowań tłumu. W dodatku przyjęto całkowicie nierealne założenie, że na koncert przybędzie 250 tys. osób. W rzeczywistości było ich pięć razy więcej.
Zdaniem mediów presja na zorganizowanie Parady Miłości w Duisburgu była ogromna. Impreza miała pomóc w promocji miasta trapionego wysokim bezrobociem oraz ogromnym zadłużeniem. Dlatego mało kto zwracał uwagę, że liczący zaledwie pół miliona mieszkańców Duisburg nie miał żadnego doświadczenia w przygotowaniu podobnej imprezy. Nie dysponował też odpowiednim terenem zdolnym pomieścić 1,4 miliona osób.