[i]Korespondencja z Budapesztu[/i]
Do Budapesztu przybyła w piątek cała Komisja Europejska na pierwsze spotkanie z węgierskim gabinetem, który przez pół roku będzie kierował UE. Pod rządami traktatu lizbońskiego kompetencje tzw. rotacyjnego przewodnictwa nie są już tak znaczące jak w przeszłości, ale dla debiutującego w tej roli Budapesztu najbliższe miesiące są szansą na udowodnienie przywiązania do europejskich wartości. A to stanęło pod znakiem zapytania, gdy parlament uchwalił kontrowersyjną ustawę medialną. – Węgry są demokratycznym krajem. I jestem pewien, że premier Orban zrobi wszystko, aby stało się to jasne zarówno w jego kraju, jak i za granicą – powiedział przewodniczący KE José Manuel Barroso.
Sam Viktor Orban przyznał, że do sukcesu przewodnictwa jest mu potrzebna także dobra opinia za granicą. Na razie Komisja Europejska prawo analizuje, a węgierski premier jest przekonany, że żadne uchybienie nie nastąpiło. W pojednawczym tonie obiecywał, że jeśli zarzuty krytyków znalazłyby potwierdzenie, to on gotów jest prawo zmienić.
Największym wyzwaniem dla Węgrów jest doprowadzenie do końca reformy zarządzania gospodarczego w UE. Jej celem jest wzmocnienie euro i uczynienie strefy wspólnej waluty odporną na kryzys. Same Węgry ciągle posługują się co prawda forintami, ale – jak podkreślił Orban – euro jest najważniejszym projektem i siłą napędową UE.
Budapeszt chce też promować swoje priorytety w UE. Jeden z nich to integracja ludności romskiej. – Do końca czerwca Unia będzie miała wspólną strategię w tej dziedzinie – obiecał premier. Węgry mają znaczącą mniejszość romską, która według nieoficjalnych szacunków sięga nawet miliona, czyli 10 procent społeczeństwa, i jest główną grupą dotkniętą ubóstwem i wykluczeniem społecznym. Jak pokazały wydarzenia we Francji ostatniego lata, polityka wobec Romów nie może już być prowadzona tylko w obrębie jednego kraju, bo swoboda podróżowania powoduje przemieszczanie się tej społeczności.