Iran jest dla Izraela wrogiem numer jeden. Izraelczycy uważają program nuklearny reżimu ajatollahów za poważne zagrożenie dla egzystencji swojego państwa. A co za tym idzie, nie wahają się używać daleko idących porównań. Iran to dla nich „III Rzesza naszych czasów", a prezydent Mahmud Ahmadineżad to „Hitler XXI wieku".
Izraelska dyplomacja przekonuje świat, że jeżeli nie powstrzyma Iranu, dokona on drugiego Holokaustu. Jednym ze sposobów na storpedowanie atomowych ambicji Teheranu mają być surowe sankcje, które pozbawiają go środków na nuklearne badania. Właśnie dlatego afera braci Oferów wywołała w Izraelu taką burzę.
Okazuje się bowiem, że należące do tych prominentnych izraelskich biznesmenów konsorcjum Tanker Pacific od dziesięciu lat konsekwentnie łamało embargo nałożone na Iran. Jak wynika ze wstępnych ustaleń, do irańskich portów statki Izraelczyków zawijały co najmniej 13 razy (liczba ta może okazać się znacznie większa). Zostawiały tam ładunek i zabierały nowy.
Tankowce na 90 dni
Do Iranu pływały głównie tankowce. Jak wynika z ustaleń izraelskiej telewizji Kanał 10, przedstawiciele firmy przyznali, że jeszcze pół roku temu regularnie eksportowali irańską ropę. Oferowie mieli również sprzedać Irańczykom jeden ze swoich tankowców. W 2008 roku wynajęli im zaś na 90 dni trzy inne tankowce. Dzięki nim Teheran mógł wywieźć 270 tysięcy ton ropy, za co zapłacił Izraelczykom 213 milionów dolarów.
– To całkowita kompromitacja. Przekonujemy cały świat, że handlowanie z Iranem to hańba, a jedna z najważniejszych izraelskich firm robi z nim lukratywne interesy – mówi „Rz" Jossi Melman, znany dziennikarz gazety „Haarec". – To nie tylko przestępstwo, ale również świństwo. Przecież za pieniądze, które Iran dostał za tę ropę, może zbudować rakiety, które później spadną na Izrael.