Wielka Brytania z coraz większym niepokojem spogląda na kryzys w strefie euro. Jego efektem może być bowiem zacieśnienie współpracy krajów używających wspólnej waluty, co mogłoby utrudnić funkcjonowanie wspólnego rynku lub nawet doprowadzić do powstania Europy dwóch prędkości. W obu przypadkach byłby to cios dla brytyjskich interesów.
Władze w Londynie już przygotowują się na różne scenariusze. – Mamy plany na wypadek wystąpienia niektórych krajów ze strefy euro. Z oczywistych powodów nie mówimy, o które chodzi, bo może to wywołać różnego rodzaju reakcje łańcuchowe – mówił we wtorek w Izbie Gmin premier David Cameron. Ostrzegał jednak, by nie życzyć strefie euro rozpadu.
– Ucierpią na tym inne kraje, także my – przekonywał.
Wielka Brytania uchodzi za najbardziej eurosceptyczne państwo Unii Europejskiej. Przystąpiła do wspólnoty głównie z powodów ekonomicznych. Spora część opinii publicznej i elit politycznych niechętnie patrzy na pogłębianie współpracy politycznej. Mimo to Londyn był w stanie równoważyć wpływy francusko-niemieckiego duetu. I nie zamierza rezygnować ze swojej pozycji, krytykując pomysły Francji i Niemiec na rozwiązanie obecnego kryzysu.
Wywołało to ostre starcie na ostatnim szczycie UE, kiedy prezydent Francji kazał się zamknąć brytyjskiemu premierowi. – Straciłeś dobrą okazję, by się zamknąć. Mamy dość słuchania twoich rad. Mówisz, że nienawidzisz euro, a chcesz się wtrącać w nasze spotkania – miał powiedzieć Nicolas Sarkozy.