Prezydent RFN nie ma ostatnio dobrej prasy. Dziennik „Bild" niemal codziennie donosi o nowych szczegółach afery z szefem państwa w roli głównej. Chodzi o pół miliona euro, które Christian Wulff, jeszcze jako premier Dolnej Saksonii, pożyczył od przyjaciół. Pieniądze dawno oddał i – jak twierdzą jego obrońcy – nie ma żadnej afery. – Nie w tym rzecz. Trzeba wyjaśnić, czy Wulff nie wprowadził w błąd parlamentu – upiera się „Bild". Sprawa pożyczki była już bowiem przedmiotem debaty w landtagu Dolnej Saksonii i przyszły prezydent powiedział wyraźnie, że nie otrzymał od swojego przyjaciela przemysłowca i milionera żadnego kredytu.

Była to prawda, ale Wulff przemilczał, że pożyczki udzieliła mu żona przemysłowca. Przelała z konta w Szwajcarii całą kwotę na konto męża w Niemczech i stamtąd pieniądze trafiły do ówczesnego premiera Wulffa. – Z prawnego punktu widzenia trudno mu cokolwiek zarzucić, ale moralnie nie jest w porządku. Na jego wizerunku pojawiła się skaza, ale nie ma mowy o rezygnacji – zapewnia „Rz" politolog Gerd Langguth.

Kanclerz Angela Merkel od razu pospieszyła Wulffowi z pomocą, zapewniając przez swojego rzecznika, że jest dobrym prezydentem i że ma do niego pełne zaufanie. Afera na tym się jednak nie skończy. Media przypominają Wulffowi, że korzystał bezpłatnie z willi pary przemysłowców na Florydzie, gdzie poleciał wraz z całą rodziną klasą biznes, chociaż miał bilety w klasie turystycznej. Dopłacił już po fakcie 3 tysiące euro, przyznając się do „błędu". Christian Wulff uchodzi za bezbarwnego prezydenta, który półtora roku po objęciu urzędu nadal poszukuje modelu swej prezydentury. Media nie poświęcały mu do tej pory zbyt wiele uwagi.