Co dalej, rosyjska opozycjo

W sobotę rosyjska opozycja odniosła kolejny sukces. Zgromadziła na Prospekcie Sacharowa więcej ludzi, niż przed dwoma tygodniami na Błotnej Płoszczadzi

Publikacja: 26.12.2011 19:50

Sobotnia demonstracja opozycji w Moskwie zgromadziła przedstawicieli różnych grup społecznych

Sobotnia demonstracja opozycji w Moskwie zgromadziła przedstawicieli różnych grup społecznych

Foto: Associated Press

Ale wyraźnie nie wie, co robić dalej. Wydaje się, że nie wie tego również władza.

Organizatorzy wiecu i policja drastycznie różnią się co do liczebności wiecu, jednak dane policji, która mówi o ok. 30 tysiącach zgromadzonych, korespondują z szacunkami obecnych na Prospekcie dziennikarzy. Białoruska telewizja powiedziała o... kilkuset osobach, zaś organizatorzy krzyczeli z trybuny o 120 tysiącach.

Byli rozentuzjazmowani, czemu trudno się dziwić. Większość obserwatorów obawiała się, że Prospekt nie powtórzy sukcesu z Bołotnej. Że oburzeni wyborczymi fałszerstwami Rosjanie pokrzyczeli, i już więcej nie zejdą się w takiej liczbie. Tym bardziej że minęły dwa tygodnie, w czasie których Putin odbył „gorącą linię" z narodem, demonstrując doskonałą formę, a obaj z Miedwiediewem ogłosili plany umiarkowanych reform politycznych, obliczonych na usatysfakcjonowanie części protestujących i zdjęcie wiatru z żagli opozycji. Poza tym przez te dwa tygodnie zmieniła się pogoda i zrobiło się zimniej.

Mimo tego wszystkiego na Prospekt przyszło nie mniej, a więcej ludzi niż na Błotną. I byli to w pewnym zakresie inni ludzie. W pierwszych demonstracjach bezpośrednio po wyborach uczestniczyli niemal wyłącznie studenci. Na Bołotnej dołączyli do nich 30-letni inteligenci. A na Prospekcie widać było bardzo wielu studentów i inteligentów, ale poza nimi po raz pierwszy w tłumie można było dostrzec duże grupy moskwiczan o bardzo prostym wyglądzie.

Władze mają więc powód do niepokoju. Jak zareagują? Andriej Iłłarionow, b. doradca ekonomiczny Putina, snuje czarne wizje. Władza jego zdaniem szykuje się do rewanżu, należy spodziewać się nie tylko prowadzonej przez specsłużby kampanii opluskwiania liderów opozycji, ale i pobić, a nawet morderstw.

Iłłarionow nie wyklucza nawet, że przed marcowymi wyborami prezydenckimi reżim może dokonać aktów terrorystycznych, a wręcz sprowokować konflikt zbrojny, np. na Kaukazie (Gruzja?), by pod jego osłoną wprowadzić stan wyjątkowy, internować aktywistów ruchów demokratycznych i w ten sposób „wygrać" wybory.

O prawdopodobieństwie takiego rozwiązania ma świadczyć, zdaniem Iłlarionowa, ciąg nominacji znanych z „twardej reputacji" polityków i urzędników na kluczowe stanowiska (nacjonalista Dmitrij Rogozin został wicepremierem, a były oficer KGB Siergiej Iwanow – szefem administracji prezydenta).

Ale Iłłarionow jest raczej odosobniony wśród analityków, którzy w ogromnej większości uważają scenariusz „przykręcania śruby" za najmniej prawdopodobny. Eksperci podkreślają, że gdy Putin wprowadzał rządy silnej ręki, czynił to przynajmniej w jakiejś mierze zgodnie z emocjami społeczeństwa, a teraz sytuacja jest inna.

– Teoretycznie jest to możliwe, ale praktycznie nie. Nie ma teraz społecznego zapotrzebowania na politykę silnej ręki, więc dokręcić śrubę na poważnie byłoby bardzo trudno – mówi zastępca dyrektora Centrum Politycznych Technologii Aleksiej Makarkin. – Ani reżim, ani społeczeństwo nie są na to gotowe.

– Nie sposób dokręcać śrubę w warunkach totalnej i w dodatku chaotycznej korupcji – uważa szef Instytutu Problemów Globalizacji Michaił Dieliagin.

Nie ma w zasadzie oznak, żeby władza przygotowywała się do konfrontacji, wiele jest natomiast faktów świadczących, że nie wie, co robić i przychyla się nie do siłowego, a do manipulacyjnego scenariusza.

Prezydent Miedwiediew, który zgodnie z tradycją powinien przed Nowym Rokiem odbyć długi wywiad, nadany przez wszystkie ogólnokrajowe telewizje, zapowiedział, że tym razem uczyni to dopiero wiosną – na podsumowanie swojej prezydentury.

Federalne stacje telewizyjne, trzymane przez władzę na krótkiej smyczy, w sobotę po raz kolejny (pierwszy raz był z okazji manifestacji na Bołotnej) pokazały demonstrację opozycji obszernie i obiektywnie. W porównaniu z 10 grudnia poszły wręcz dalej – pokazywały więc nie tylko w głównych wiadomościach wieczornych, ale i w ciągu dnia. Z ekranów można było usłyszeć fragment przemówienia Gariego Kasparowa (dwa tygodnie temu przemówień liderów opozycji nie pokazywano).

Co więcej, telewizja NTW nie nadała zapowiadanego na sobotę wieczorem kolejnego „filmu dokumentalnego", mającego „zdemaskować" organizatorów wiecu sprzed dwóch tygodni na placu Błotnym.

– Wszystkie zakazy dotyczące relacjonowania mitingu zostały zdjęte dopiero w sobotę, na godzinę przed początkiem wiecu – powiedział „Kommersantowi" pragnący zachować anonimowość szef jednej z wielkich państwowych telewizji.

Nowy szef administracji prezydenta Siergiej Iwanow stwierdził, że demonstracja na Prospekcie jest dowodem, iż w Rosji panuje wolność słowa. „Szara eminencja Kremla", uważany za mózg wszystkich rządowych manipulacji politycznych Władysław Surkow powiedział, że na protestacyjne demonstracje chodzi lepsza część społeczeństwa. A

doradca Miedwiediewa Arkadij Dworkowicz podzielił się ze słuchaczami „Echa Moskwy" refleksją, iż jest mu przyjemnie patrzeć na twarze demonstrujących, choć nie dowierza tym, którzy te manifestacje organizują.

Tymczasem po stronie opozycji nie widać jasnej wizji, jak wykorzystać sobotni sukces. Na wiecu jeszcze jaśniej rozbłysła polityczna gwiazda blogera Aleksieja Nawalnego. Okazał się bardzo utalentowanym mówcą. Jako jedyny spośród przemawiających użył frazeologii rewolucyjnej (mówił, że jeśli władza nie ustąpi, to następnym razem na

ulice wyjdzie milion ludzi i zdobędzie Kreml), i rzucił hasło „władza – to my!" (w wyraźnej opozycji do innych liderów ruchu protestu, wolących mówić o nacisku na władze, a nie o woli zastąpienia ich).

Na sobotnim wiecu nie sformułowano jednak żadnego konkretnego planu politycznego związanego np. z rozpoczynającą się kampanią prezydencką. Startować w niej ma np. Grigorij Jawlinskij, jeden z liderów demokratycznej partii Jabłoko. Przywódcy ruchu protestu, jak dotąd, nie są jednak w stanie uzgodnić między sobą, jak odnieść się do tej kandydatury. A następną wielką manifestację zapowiedzieli dopiero na... luty, kiedy to już powinno być wiadomo, czy władza rzeczywiście zaczęła realizować zapowiadane przez Putina i Miedwiediewa reformy polityczne (ułatwienie rejestracji partii, powszechne wybory gubernatorów).

Publicystka „Moskiewskiego Komsomolca" Julia Kalinina uważa, że odrzucając politykę, liderzy ruchu protestu postępują „dziwnie i głupio".

– Odrzucają jedyny instrument, którym można ściąć drzewo – piłę. Odrzucają ją z pogardą  i stukają w drzewo łyżkami: „Teraz, przeklęte drzewo, zobacz, ilu nas jest i unieważnij wybory!" – szydzi z organizatorów demonstracji Kalinina i stwierdza, że bez decyzji o przejściu ruchu protestu w fazę polityczną protesty nie rozwiną się i cała para pójdzie w gwizdek.

– Żeby dać sobie radę z takim buntem, wystarczy, żeby władza poszła na taktyczne ustępstwa – uważa publicystka i sugeruje, że wtedy Władimir Putin może wygrać w pierwszej turze wyborów prezydenckich, co oznaczałoby totalną klęskę opozycji. Liderzy ruchu protestu są jednak w trudnej sytuacji. Wiedzą bowiem, że ogromna część tych, którzy zaczęli przychodzić na demonstracje, nie ma sprecyzowanych poglądów politycznych, boi się ewentualnej konfrontacji z OMON i mogłaby wycofać poparcie dla ruchu w wypadku jego radykalizacji.

Zdaje sobie z tego sprawę także Kalinina. – Pokolenie, które teraz dojrzało do protestów, rosło w politycznej próżni, bo cała polityka kojarzyła się tylko z prymitywnymi talk-show, które mogły spowodować tylko odruch obrzydzenia – uważa. – Dlatego to pokolenie rosło bez polityki, nie rozumie jej i nie uznaje. I to też jest efekt putinowskiego reżimu.

To nowe pokolenie w pewnym sensie reprezentowała na Prospekcie Sacharowa słynna luksusowa „salonowa lwica", skandalistka i dziennikarka telewizyjna Ksenia Sobczak dotąd zajmująca się przede wszystkim „światowym życiem", która w ciągu ostatniego miesiąca zaangażowała się w ruch protestu. W emocjonalnym przemówieniu wzywała do stworzenia przez protestujących „jednej partii", pozbawionej lidera, w skład której nie weszliby żadni politycy, tylko „ludzie powszechnie szanowani", jak pisarz Borys Akunin.

Tymczasem szef parlamentarnego klubu Jednej Rosji Andriej Worobiew zapowiedział, że proponowane przez Putina i Miedwiediewa reformy zostaną przyjęte przez Dumę jeszcze przed wyborami prezydenckimi.

 

Ale wyraźnie nie wie, co robić dalej. Wydaje się, że nie wie tego również władza.

Organizatorzy wiecu i policja drastycznie różnią się co do liczebności wiecu, jednak dane policji, która mówi o ok. 30 tysiącach zgromadzonych, korespondują z szacunkami obecnych na Prospekcie dziennikarzy. Białoruska telewizja powiedziała o... kilkuset osobach, zaś organizatorzy krzyczeli z trybuny o 120 tysiącach.

Pozostało 95% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1026
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022