56-letni Garzón, bohater głośnych śledztw przeciwko baskijskim terrorystom i skorumpowanym politykom, niestrudzony tropiciel latynoskich dyktatorów (doprowadził do aresztowania Augusta Pinocheta), walczy o swoją przyszłość w roli sędziego.
W maju 2010 r. został „zawieszony w czynnościach", teraz w hiszpańskim Sądzie Najwyższym toczą się przeciwko niemu trzy procesy. W zeszłym tygodniu prokurator zażądał odebrania mu prawa do wykonywania zawodu przez 20 lat za nielegalne podsłuchiwanie rozmów polityków rządzącej obecnie prawicowej Partii Ludowej, oskarżonych w głośnej aferze korupcyjnej, z ich adwokatami.
W procesie, który rozpoczął się wczoraj, grozi mu identyczny wyrok za przekroczenie kompetencji i naginanie prawa jak w 2008 r., gdy wszczął śledztwo w sprawie „niepodlegających przedawnieniu zbrodni przeciwko ludzkości", popełnionych jego zdaniem przez zwolenników generała Francisco Franco w latach wojny domowej 1936– 1939 i po jej zakończeniu.
Prokuratura od razu zarzuciła mu, że narusza ustawy o amnestii z 1977 r. i o pamięci historycznej z 2007 r. Sędzia więc szybko umorzył postępowanie przeciwko Franco, śledztwa w sprawie zaginionych republikanów przekazał zaś regionom, w których znajdują się zbiorowe mogiły poległych i straconych.
Jednak już sam fakt, że próbował osądzić frankizm, uczynił z Garzóna – nie tylko w Hiszpanii – idola lewicy. Obecne procesy formalnie dotyczące wyłącznie kwestii proceduralnych traktuje ona jako odwet na bohaterze piętnującym zbrodnie dyktatury i przekręty prawicy.