Od ćwierć wieku superwtorek – który w zależności od wyborów przypada w lutym lub w marcu – jest kluczowy dla kandydatów walczących o partyjną nominację.
Żadnego innego dnia kandydaci nie mogą zdobyć więcej delegatów decydujących o tym, kto dostanie oficjalną nominację partii podczas sierpniowej konwencji. Aby stanąć do ostatecznej walki z Barackiem Obamą, republikański kandydat musi zdobyć poparcie 1114 delegatów. W trwających od stycznia prawyborach Mitt Romney zdobył ich na razie 203, Rick Santorum 92, Newt Gingrich 33, a Ron Paul 25. W superwtorek do zdobycia jest aż 419 delegatów. Nic więc dziwnego, że superwtorek jest również superdrogi. Jak zauważa agencja Associated Press, na reklamy przedwyborcze w dziesięciu stanach każdy z kandydatów wydał około pięciu milionów dolarów (ok. 16 mln złotych).
Tradycyjnie najważniejszym z głosujących dziś dziesięciu stanów jest Ohio. I to nie dlatego, że do wzięcia jest 63 delegatów, ale dlatego, że żaden kandydat republikanów nie wygrał nigdy wyborów prezydenckich, jeśli wcześniej nie wygrał w tym stanie. Według ostatnich sondaży Mitt Romney i Rick Santorum szli łeb w łeb.
Jeśli dziś większość głosów zdobędzie Romney, scementuje to jego przewagę w republikańskim wyścigu. Wygrana Ricka Santoruma przedłuży ten wyścig i pokaże, że ten ultrakonserwatywny kandydat może stanowić zagrożenie dla Romneya. Wyniki superwtorku będą też decydujące dla Newta Gingricha: jeśli poradzi sobie kiepsko, to może zapomnieć o Białym Domu.