– Nie tylko mieszkańcy pasa granicznego, ale także niemieckie media biją na alarm. „Pozostawieni na pastwę rabusiów" – pisze w najnowszym wydaniu „Der Spiegel" o pladze kradzieży na granicy pomiędzy Saksonią a Czechami. „Frankfurter Allgemeine Zeitung" poświęcił niedawno całą stronę kradzieżom sprzętu budowlanego, maszyn i samochodów na linii Odry. Z powodu poprawności politycznej niemieckie media nie twierdzą wprost, że sprawcami coraz liczniejszych kradzieży są Polacy czy Czesi, ale w każdym z licznych tekstów na ten temat nie brak informacji, że dramatyczny wzrost tego rodzaju przestępczości rozpoczął się z chwilą wejścia obu tych krajów do strefy Schengen w 2007 roku.
– 70 procent ujętych na gorącym uczynku złodziei samochodów to Polacy – mówi „Rz" pragnący zachować anonimowość polski ekspert z Berlina. Mieszkańcy niemieckiego pogranicza nie mają co do tego wątpliwości. Przypominają zatrzymanie przed dwoma laty Polaka, który jechał do Polski ukradzionym w Dreźnie volkswagenem, należącym do ówczesnego ministra spraw wewnętrznych.
– W roku ubiegłym nieznacznie spadła liczba skradzionych aut w nadgranicznych regionach Brandenburgii – informuje „Rz" Rudi Sonntag, rzecznik policji graniczącego z Polską landu. Przedstawia jednak statystyki, z których wynika, że od 2007 roku zanotowano wzdłuż granicy 250-procentowy wzrost kradzieży. Wykrywalność w tych sprawach nie przekracza 18 – 19 procent.
– W wielu regionach nie ma już ani jednego policjanta – przypomina FAZ, udowadniając, że jedną z przyczyn wzrostu przestępczości są nadmierne oszczędności, które doprowadziły do zdziesiątkowania jednostek ochrony granicy po rozszerzeniu strefy Schengen. Do parlamentu Brandenburgii wpłynęła właśnie petycja
92 firm z regionu Uckermark, w której domagają się natychmiastowego przeciwdziałania fali kradzieży. Właściciele niewielkich firm udowadniają, że padli ofiarą 400 włamań i kradzieży różnorakiego sprzętu, od ciągników poczynając, a na wiertarkach kończąc.