Korespondencja z Rangunu
Rytm życia Rangunu, największego miasta Birmy, wyznacza miarowe dudnienie agregatów prądotwórczych napędzanych benzyną. To przejaw nieplanowanej sprawiedliwości – problem dostępu do elektryczności tak samo dotyczy rządzącej junty, demokratycznej opozycji czy chińskich i amerykańskich firm, ostrzących zęby na birmańskie złoża jadeitu.
Wypuszczenie z aresztu liderki opozycji Aung San Suu Kyi, zwolnienie części więźniów politycznych, wybory – odpowiedzią biznesu na te sygnały rozluźnienia jest coraz większa obecność zagranicznych firm. Chiny i USA rywalizują tu o dostęp do potężnych złóż gazu, rzadkich kruszców i drogich gatunków drewna. Dla Birmy gra toczy się o najwyższą stawkę – niezależność.
Zaostrzenie sankcji ekonomicznych przez Zachód w 2003 r.oku doprowadziło do międzynarodowej izolacji Birmy. Jej głównym beneficjentem okazały się Chiny, wsparcie przez nie kluczowych inwestycji generałowie przyjęli z życzliwością. Jednak gdy po kilku latach chińska ekspansja zaczęła przybierać trudne do przewidzenia rozmiary, wojskowy rząd w obawie, że kraj stanie się chińską prowincją, zwrócił się w stronę Zachodu.
Jeszcze nie zmiana
– Nie nazywajmy tego, co się teraz dzieje w Birmie, transformacją. Dopiero w momencie, w którym zostanie zmieniona konstytucja, będziemy mogli mówić o realnej zmianie – mówi Nay Chi Win, jeden ze sztabowców Narodowej Ligi na rzecz Demokracji. NLD to najważniejsza partia opozycyjna, pod wodzą znanej na całym świecie pani Aung San Suu Kyi.