Junta dała nadzieję Birmie

Birma kipi od politycznych emocji. 1 kwietnia w wyborach uzupełniających startuje opozycja. Ale niewiele w nich wywalczy

Aktualizacja: 30.03.2012 20:33 Publikacja: 30.03.2012 20:21

Rangun

Rangun

Foto: AFP

Red

Korespondencja z Rangunu

Rytm życia Rangunu, największego miasta Birmy, wyznacza miarowe dudnienie agregatów prądotwórczych napędzanych benzyną. To przejaw nieplanowanej sprawiedliwości – problem dostępu do elektryczności tak samo dotyczy rządzącej junty, demokratycznej opozycji czy chińskich i amerykańskich firm, ostrzących zęby na birmańskie złoża jadeitu.

Wypuszczenie z aresztu liderki opozycji Aung San Suu Kyi, zwolnienie części więźniów politycznych, wybory – odpowiedzią biznesu na te sygnały rozluźnienia jest coraz większa obecność zagranicznych firm. Chiny i USA rywalizują tu o dostęp do potężnych złóż gazu, rzadkich kruszców i drogich gatunków drewna. Dla Birmy gra toczy się o najwyższą stawkę – niezależność.

Zaostrzenie sankcji ekonomicznych przez Zachód w 2003 r.oku doprowadziło do międzynarodowej izolacji Birmy. Jej głównym beneficjentem okazały się Chiny, wsparcie przez nie kluczowych inwestycji generałowie przyjęli z życzliwością. Jednak gdy po kilku latach chińska ekspansja zaczęła przybierać trudne do przewidzenia rozmiary, wojskowy rząd w obawie, że kraj stanie się chińską prowincją, zwrócił się w stronę Zachodu.

Jeszcze nie zmiana

– Nie nazywajmy tego, co się teraz dzieje w Birmie, transformacją. Dopiero w momencie, w którym zostanie zmieniona konstytucja, będziemy mogli mówić o realnej zmianie – mówi Nay Chi Win, jeden ze sztabowców Narodowej Ligi na rzecz Demokracji. NLD to najważniejsza partia opozycyjna, pod wodzą znanej na całym świecie pani Aung San Suu Kyi.

Wybory uzupełniające to tylko gest. W ich wyniku obsadzonych zostanie raptem dziesięć procent miejsc w obu izbach parlamentu, a w myśl obowiązującej konstytucji jedna czwarta miejsc zarezerwowana jest dla przedstawicieli wojska. Obawę, że wybory zostaną sfałszowane jak te zbojkotowane przez opozycję w 2010 roku, rozwiewa jednak to, że rządząca junta potrzebuje wiarygodności jak powietrza – to w końcu przebieg wyborów ma zadecydować o ewentualnym zniesieniu sankcji gospodarczych przez zachodnie państwa.

Na wolności

Jeden z uwolnionych niedawno więźniów politycznych porusza się po mieście bardzo ostrożnie. Przystaje na rogu, rozgląda się, zmienia drogę. Szukając schronienia przed żarem pokonujemy kolejne ulice. Łomot z pobliskiego placu budowy chińskiego wieżowca zagłusza słowa. Wypełnione po brzegi straganami ulice pozwalają bezpiecznie wtopić się w tłum.

Malunki w kolorze ochry na twarzach mijanych ludzi nie dają zapomnieć o wielokulturowości, która jest dla Birmy zarazem błogosławieństwem i przekleństwem. Problemy w porozumieniu się ponad 130 grup etnicznych z centralnym rządem były zarzewiem konfliktów od czasów brytyjskiego kolonializmu. Próba unifikacji i brak szacunku dla lokalnych języków, wierzeń i zwyczajów budzą gniew, który daje o sobie znać w różnych formach: starciach uzbrojonych bojówek czy pokojowych głodówkach buddyjskich mnichów.

Jedynym zarzutem, który mojemu rozmówcy postawiono podczas procesu, był kontakt z „nielegalnymi grupami z zagranicy", ale tak naprawdę generałów rozsierdziło jego zaangażowanie na rzecz jednej z mniejszości etnicznych. Pięćdziesiąt miesięcy więzienia bez dostępu do mediów innych niż rządowe, bez listów, Internetu i zagranicznych książek.

Nadzieja przyszła znienacka 13 stycznia, kiedy rząd po namowach Zachodu postanowił wypuścić na wolność ponad 600 więźniów politycznych. – Nie wiem, czemu to zrobili. Czemu wypuścili mnie, a nie którąś z tych 500 osób, które nadal gniją w więzieniu – mówi szeptem. Być może dlatego, że do głosu w rządzie doszło liberalne skrzydło generałów, utożsamiane z prezydentem Thein Seinem.

To właśnie w Thein Seinie mój rozmówca pokłada duże nadzieje – do zmiany konstytucji potrzeba 75 proc. głosów w parlamencie, nic nie może się więc wydarzyć bez zaangażowania partii rządzącej. Trudno jednak wykluczyć, czy formalnie niepiastujący żadnych stanowisk Than Shwe, znany z ostrego kursu wobec opozycji, odzyska rząd nad duszami generałów.

Dla byłego więźnia politycznego każda minuta jest na wagę złota. Dni spędza w bibliotece, nadrabiając zaległości w czytaniu. Odświeża dawne kontakty, reaktywuje organizację walczącą o prawa mniejszości etnicznych. – Musimy być dobrze przygotowani do wyborów w 2015 roku – to od nich zależy przyszłość naszego państwa – rzuca z uśmiechem na odchodne.

Autor jest koordynatorem projektów w Instytucie Lecha Wałęsy. Do Birmy pojechał nawiązać kontakty z lokalnymi organizacjami

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1183
Świat
Trump podarował Putinowi czas potrzebny na froncie
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1182
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1181
Świat
Meksykański żaglowiec uderzył w Most Brookliński