– Tysiące covidiotów świętuje w Berlinie – w ten sposób przewodnicząca SPD Saskia Esken skomentowała sobotni protest przeciwko ograniczeniom związanych z epidemią koronawirusa. „Tak nie można traktować wszystkich ludzi, zwłaszcza młodych, ogarniętych frustracją z powodu ograniczeń dotyczących życia społecznego" – odpowiada na to tygodnik „Der Spiegel" ustami znanej psycholożki.
Demonstracje i protesty w Niemczech są coraz liczniejsze. Tysiące młodych ludzi prowadziło ostatnio wojnę z policją na placu Opery we Frankfurcie, gdzie skoncentrowało się życie nocne. Starcia wybuchły po zamknięciu klubów, dyskotek i nocnych barów, w których przed epidemią bawiło się w weekendy średnio 50 tys. młodych ludzi.
W Stuttgarcie demonstracje gromadzą tysiące osób, którzy z entuzjazmem odpowiadają na apel inicjatywy o nazwie „Querdenken 711" (po niemiecku znaczy to myślenie lateralne, czyli nowe, niestandardowe spojrzenie na sytuację). – Wprowadzone ograniczenia są sprzeczne z konstytucją – podkreśla Michael Ballweg, założyciel ruchu, prowadzący w Stuttgarcie firmę elektroniczną. Ma w sieci spore grono zwolenników. W jego otoczeniu słychać, że koronawirus jest wirtualnym wynalazkiem Melindy i Billa Gatesów.
To właśnie Ballweg wpadł na pomysł demonstracji w Berlinie w sobotę, która odbyła się pod hasłem „Koniec pandemii – Dzień wolności" („Das Ende der Pandemie – Tag der Freiheit"). Część liberalnych mediów nie omieszkała przypomnieć, że „Tag der Freiheit" to tytuł propagandowego filmu Leni Riefenstahl o zjeździe NSDAP z 1935 r. Do demonstracji wzywała neonazistowska NPD oraz skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD), co zostało zinterpretowane w establishmencie politycznym jako dowód skrajnie prawicowej proweniencji inicjatywy Ballwega.
W sumie w okolicy Bramy Brandenburskiej i pobliżu Bundestagu obok przeciwników ograniczeń związanych z pandemią zebrało się prawie 20 tys. zwolenników środowisk skrajnej prawicy, jak np. „Obywatel Rzeszy" (Reichsbürger) czy NPD, a także wyznawców teorii spiskowych oraz zwykłych chuliganów.