Kandydat SPD na kanclerza Peer Steinbrück udziela wywiadu za wywiadem, jest obecny w zachwyconych nim od dawna niemieckich mediach jak chyba nigdy wcześniej. Z wyjątkiem być może okresu, gdy kilka lat temu otwarcie groził Szwajcarii kawalerią, aby przywołać do porządku kraj, w którym Niemcy ukrywają przed fiskusem swe miliardy.
Jest przekonany, że poprowadzi socjaldemokrację do zwycięstwa i zostanie następcą Gerharda Schrödera, Helmuta Schmidta i Willego Brandta, kanclerzy SPD, kończąc tym samym panowanie Angeli Merkel.
Ekspert od finansów
Według ostatnich sondaży pani kanclerz ma przewagę kilkunastu punktów procentowych nad Steinbrückiem, co nie oznacza końca jego marzeń. Kanclerza wybiera Bundestag, którego skład może za rok zmienić się w taki sposób, że kandydat na kanclerza z ramienia SPD nie będzie bez szans. – Trudno przewidzieć dzisiaj, co będzie za rok, ale jeżeli nie nastąpią dramatyczne wydarzenia, Peer Steinbrück nie ma szans na urząd kanclerski – tłumaczy „Rz" prof. Werner Patzelt, politolog. Do dramatycznych wydarzeń zalicza m.in. negatywne skutki wysiłków ratunkowych euro w postaci konieczności sięgnięcia przez Niemcy do kasy państwowej w celu uregulowania zobowiązań finansowych.
65-letni Steinbrück był ministrem finansów w gabinecie wielkiej koalicji kanclerz Merkel , złożonym z CDU/CSU i SPD. Trzy lata temu socjaldemokraci przegrali z kretesem wybory do Bundestagu, zaliczając najgorszy wynik w powojennej historii i partyjne małżeństwo z rozsądku musiało się rozpaść. Były minister ostrzega dzisiaj przed dalszymi rządami Angeli Merkel, udowadniając , że obecna koalicja nie dość energicznie angażuje się w proces naprawy strefy euro.
W SPD ma status eksperta od gospodarki, obywatele pamiętają go doskonale, gdy stał u boku pani kanclerz , która w 2008 roku, wówczas gdy bankrutowały niemieckie banki, złożyła uroczystą gwarancję, że oszczędności obywateli RFN pozostaną nietknięte. Tak się też stało i były minister finansów domaga się nadal aplauzu za odważne posunięcie.