Wśród nich właśnie na Słowacji opór przeciwko idei składania się na pomoc dla znacznie zamożniejszej (i znacznie rozrzutniejszej) Grecji jest szczególnie silny.
Robert Fico stwierdził w trakcie rozmowy, że „jedno lub dwa państwa" nie są w stanie sprostać wymogom obowiązującym w strefie euro i nie potrafią przeprowadzić konsolidacji podatkowej. „Te państwa nie powinny być członkami strefy euro w obecnej formie" – dodał. Naciskany przez dziennikarzy pytających, które państwa ma na myśli, wymienił Grecję. „Strefa euro raczej nie przetrwa w dotychczasowej formie" – ocenił Fico.
Słowacki premier nie po raz pierwszy wypowiada krytyczne uwagi pod adresem Grecji. O tym, że państwo to nie spełnia wymogów członkostwa w strefie euro, mówił już w połowie czerwca. – Wypowiedzi premiera należy odczytywać głównie w kontekście polityki wewnętrznej. Słowacy posługujący się euro dopiero od trzech lat są niechętni pomaganiu Grekom – mówi „Rz" Abraham Samuel, politolog z bratysławskiego Instytutu Liberalnego. – W rzeczywistości jednak członkostwo w strefie euro jest dla Słowacji korzystne, więc Fico nie zrobi niczego, co mogłoby się przyczynić do jej rozpadu – dodaje.
Słowacja była jedynym krajem strefy euro, który w 2010 r. nie zgodził się na zasilenie funduszu EFSF (jej udział miał wynieść ok. pół miliarda euro). Jedyną liczącą się promotorką europejskiej solidarności pozostała wówczas premier Iveta Radičová. Rok temu jej centroprawicowy rząd upadł właśnie w wyniku przegranego w parlamencie głosowania nad przystąpieniem do EFSF. Robert Fico z pewnością dobrze zapamiętał tę lekcję.
Słowacja – niezależnie od sprawującej władzę opcji politycznej – podąża drogą wydobywania się z kryzysu nie dzięki pożyczkom i pakietom pomocowym, lecz poprzez drastyczne cięcia i oszczędności budżetowe. Dotknęły one nawet dziedzin tak wrażliwych jak służba zdrowia i edukacja. W społeczeństwie słowackim panuje więc przekonanie, że inne kraje (zwłaszcza zamożniejsze) też powinny podążać tą drogą.