Obama, który jeszcze w środę wraz z republikańskim gubernatorem Chrisem Christiem odwiedzał zniszczony przez huragan stan New Jersey, już następnego dnia pojawił się w Wisconsin, a w kolejnych dniach w Nevadzie i Kolorado, trzech stanach, które mogą przesądzić o tym, kto zdobędzie 270 głosów kolegium elektorskiego potrzebnych do zwycięstwa we wtorkowych wyborach.
Także Mitt Romney w pierwszych dniach po uderzeniu huraganu zawiesił właściwą kampanię, zamieniając spotkania z wyborcami w akcje zbiórki funduszy na ofiary Sandy. Pierwszy wiec z jego udziałem zorganizowano w środę wieczorem na Florydzie, ale były gubernator Massachusetts powstrzymał się przed personalnymi atakami na Obamę, apelując o głosy, które pozwolą na wprowadzenie „prawdziwych zmian" w Waszyngtonie. W czwartek republikanin pojawił się już w Wirginii.
Jak wykorzystać Sandy, nie narażając się na zarzut upolityczniania ludzkiej tragedii? – to dylemat, przed jakim stanęli spin doktorzy obu kampanii wyborczych. Z ich punktu widzenia Obama musi zrekompensować kilkudniową nieobecność na szlaku kampanii wizerunkowym zwycięstwem jako urzędujący prezydent zdolny do pokierowania akcją ratunkową i odbudową zniszczeń. To jednak stąpanie bo cienkim lodzie, bo przedłużająca się akcja usuwania skutków zniszczeń i opóźniony powrót do w miarę normalnego życia obciążać będą jego konto. Prezydent poniósł także straty z powodu zamknięcia lokali wyborczych w stanach, gdzie ordynacja umożliwiała wcześniejsze oddanie głosów, bo z tej możliwości korzystali częściej sympatycy demokratów.
Najnowszy sondaż opublikowany przez Fox News wskazuje, że w wyścigu wyborczym obaj kandydaci idą łeb w łeb i mają po 46 proc. poparcia. Także inne publikowane ostatnio wyniki badań wskazują, że różnica między Obamą a Romneyem mieści się w granicach błędu statystycznego.
Z informacji, jakie przekazał sztab wyborczy Obamy, wynika, że w ostatnich dniach kampanii prezydent będzie się odwoływał przede wszystkim w swoim przekazie do klasy średniej, choć nie wiadomo, czy będzie atakował Romneya tak ostro jak tuż przed huraganem. Prawdopodobnie stonuje nieco retorykę, aby lansować wizerunek dojrzałego przywódcy, który w obliczu zniszczeń odsuwa na bok doraźne cele polityczne.