Pieniądze to jeszcze nie wszystko

Niemiecki rząd pompuje miliardy euro na programy wspierania rodziny. Bez najmniejszych rezultatów

Aktualizacja: 17.02.2013 15:29 Publikacja: 17.02.2013 15:00

Pieniądze to jeszcze nie wszystko

Foto: Flickr

Nikt już nie jest w stanie określić dokładnej liczby programów rządowych obliczonych na zapobieżenie dawno zapowiadanej katastrofie demograficznej. Ostatnio naliczono ich 156, ale nie wiadomo, czy to wszystkie. Wiadomo jednak, że kosztują w sumie 200 mld euro rocznie. Oznacza to, jak obliczył „Der Spiegel", że każdy obywatel Niemiec w wieku 25–29 lat otrzyma do końca życia od państwa 133,4 tys. euro pomocy z programów prorodzinnych. 85 proc. tej sumy stanowić będzie gotówka oraz zwolnienia podatkowe.

A rezultaty? Coraz gorsze. W roku ubiegłym stopa urodzin wynosiła 1,36 dziecka na kobietę, nieznacznie mniej niż rok wcześniej. Liczba dzieci w wieku do 18 lat zmniejszyła się o 14 proc. w ciągu ostatniej dekady. Spośród krajów europejskich niższy wskaźnik urodzeń mają obecnie jedynie Polska, Portugalia, Węgry i Łotwa.

– To kompromitacja polityki – piszą media. Chociaż dyskusje naukowców, telewizyjne debaty trwają nieustannie, od lat wszyscy przecierają ze zdumienia oczy, czytając nowe dane statystyczne. Niemcom trudno jest uwierzyć, że są narodem, który kurczy się w takim tempie, że już za życia pokolenia przychodzącego obecnie na świat ludność kraju zmniejszy się o 17 mln. Oznacza to, że Niemcy nie będą najliczniejszą nacją w Europie. Więcej ludności mieć będzie Francja czy nawet Wielka Brytania. A to oznacza także osłabienie pozycji kraju uważanego za gospodarczy i polityczny pępek Europy.

Każdy Niemiec przez całe życie otrzyma od państwa 133,4 tys. euro z programów prorodzinnych

Rozkosz czy prokreacja

Trwają oczywiście dyskusje na temat przyczyn niskiej stopy urodzin. Wini się wszystko – brak przedszkoli, zły system podatkowy preferujący nieposiadanie potomstwa, ideologię feministyczną i antyfeministyczną, nadmierne, podobno, aspiracje zawodowe kobiet czy też powszechne stosowanie środków antykoncepcyjnych. To ostatnie zjawisko socjolog Reimut Reiche nazywa homoseksualizacją seksualności.

Chodzi o całkowite oddzielenie „rozkoszy i prokreacji", jak to ma miejsce w środowiskach mniejszości seksualnych. Wśród przyczyn spadku liczby urodzin wymienia się też erozję instytucji małżeństwa, zwiększenie liczby konkubinatów czy uwarunkowania biologiczne w postaci rosnącej liczby osób niepłodnych w wyniku zmian w trybie życia i odżywiania.

– Prawdziwych przyczyn należy szukać w konserwatyzmie niemieckiego społeczeństwa i tym samym kobiet. Czują się w pewnym sensie wyzwolone z więzów tradycji, ale nadal hołdują utartym poglądom. Są na przykład przekonane, że powinny same wychowywać swe dzieci. Ich miejsce jest więc w domu przy niepracującej matce, a nie w żłobku czy przedszkolu – tłumaczy „Rz" prof. Barbara Riedmueller z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie. W języku niemieckim istnieje nawet często używany termin na określenie kobiet posyłających swe dzieci do przedszkoli: Rabenmutter (wyrodna matka). Nie chciała taką być sama pani profesor i wybrała karierę naukową zamiast dzieci. Była to świadoma decyzja podjęta wspólnie z mężem, także naukowcem.

Niewiele więcej niż połowa kobiet z wyższym wykształceniem po 35. roku życia decyduje się na dziecko. Ale kilka lat temu na tysiąc takich kobiet dzieci miało zaledwie 453.

Tu się nieco zmienia, ale nadal dwie trzecie Niemców jest zdania, że dziecko cierpi, gdy matka wykonuje pracę zawodową. O takich obywateli dbają szczególnie politycy partii chadeckich. To dzięki CDU I CSU powstał nowy rodzaj świadczeń rodzinnych nazywany pogardliwie przez przeciwników „Herdpremie", czyli premia za stanie przy garach. Od lata tego roku rodzice, którzy nie poślą swych dzieci do przedszkola czy żłobka, otrzymywać będą 100 euro miesięcznie, a w przyszłym roku nawet 150. Niezależnie od standardowego dodatku 184 euro na dziecko.

Powrót do tradycji

Tak wygląda we współczesnych Niemczech powrót do tradycji za pomocą pieniędzy. Ale renesans tradycji w sferze rodzinnej ma też inny wymiar. Kilka lat temu do ataku ruszyły przeciwniczki nieco już zapomnianego w Niemczech ruchu feministycznego. Pojawiły się stosy książek, esejów, artykułów i rozpraw. Takich jak Evy Hermann, byłej prezenterki telewizyjnej, która udowadniała z pasją, że miejsce kobiety jest przy domowym ognisku, jak za dawnych czasów. – Najwyższy już czas, abyśmy wyrzucili z naszych serc i umysłów jad wojowniczego spojrzenia na mężczyzn. Inaczej nie staniemy się prawdziwymi kobietami i matkami – przekonuje do dzisiaj.

To samo robi Ariadne von Schirach. Ogłasza, że już najwyższy czas skończyć z dyskotekami, hedonizmem i narcyzmem. Nawołuje do wyrugowania pornografii zabijającej wszelkie wzniosłe uczucia i niszczącej związki pomiędzy kobietą i mężczyzną. – Instytucja rodziny ulega degeneracji i zanika. Pozostaje pustka samotności. Już 14 milionów Niemców żyje samotnie – ostrzega w swych publikacjach Ariadne.

Jak wyglądają dzisiaj w Niemczech emocjonalne związki damsko-męskie, opisuje w następujący sposób Iris Radish, znana publicystka „Die Zeit": „Felix odszedł od Klary, ale jeszcze nie do końca, Klara zdążyła się już pozbyć Maxa, który interesuje się już Rebeką. Ta nie wie jednak, co będzie ostatecznie z Ernestem, który pożegnał się z Dorą i dwójką dzieci". – Kto w takim uczuciowym chaosie czuje się komfortowo? – zadaje retoryczne pytanie Radich.

Ale w takich układach żyją miliony Niemców. Potępiają je dzisiejsze antyfeministki, traktując taki stan rzeczy jako dowód upadku morale niemieckich kobiet. Dla zwolenniczek tradycji rezultatem tych procesów jest zanik więzi rodzinnych, co nie sprzyja ciąży i macierzyństwu.

Klęska za klęską

Ale wątpliwości pozostały. Mamy do czynienia z utrwalonym w niemieckiej świadomości modelem rodziny ukształtowanym w czasach cudu gospodarczego – analizował niedawno „ Der Spiegel". System funkcjonował przez lata bez zakłóceń. Zaczął szwankować, gdy kobiety zaczęły myśleć o karierze i pracy zawodowej już w latach 80.

W zjednoczonym kraju najważniejszą sprawą były horrendalne koszty jednoczenia Niemiec. Demografią zajęto się później. Co najmniej od 2005 roku trwa wyścig z czasem. Ministrem ds. rodziny została wtedy Ursula von der Leyen z CDU, matka siedmiorga dzieci, która udowadniała, że zasadniczą przyczyną niechęci do posiadania dzieci jest w Niemczech brak żłobków i przedszkoli. Stąd wziął się program zapewnienia miejsc w przedszkolach dla wszystkich dzieci poniżej trzeciego roku życia.

Potrzeba 780 tys. miejsc, lecz nadal brakuje 200 tys., a już w sierpniu tego roku wszyscy rodzice nabywają ustawowo zagwarantowane prawo umieszczenia swego potomstwa w przedszkolach. Rząd znalazł więc bez trudu dodatkowe 580 mln euro na ten cel, pamiętając, że we wrześniu odbędą się wybory do Bundestagu.

Panuje przy tym przekonanie, że przedszkola są poszukiwaną od dawna receptą na rozwiązanie problemu.

Ale za taką uważano nieco wcześniej 14-miesięczne urlopy wychowawcze, płatne nawet do wysokości 1,8 tys. euro miesięcznie. Kiedy z początkiem stycznia 2007 roku wchodziły w życie nowe przepisy, wiele Niemek w ciąży starało się opóźnić poród, aby móc skorzystać z ulg na dziecko urodzone w tym roku.

Spadkowy trend urodzin został zahamowany. Ale już w 2009 roku po publikacji najnowszych danych statystycznych media zadawały pytania: Czy to klęska prorodzinnej polityki rządu? Okazało się, że w roku 2009 w Niemczech na świat przyszło 10 tysięcy dzieci mniej niż rok wcześniej. Dzisiaj jest jeszcze gorzej. W 2011 roku urodziło się 663 tys. dzieci, podczas gdy dziesięć lat wcześniej 720 tys.

Dyskusja o pieniądzach

Równocześnie trwają dyskusje, jak dopasować systemy społeczne do demograficznej rzeczywistości. Jest więc mowa o tym, aby dla osób bezdzietnych zwiększyć stawki odpisów ubezpieczeń emerytalnych oraz obowiązkowego w Niemczech ubezpieczenia opiekuńczego na wypadek niedołężności w starszym wieku.

– Oznacza to powstanie nowej formy walki klas – ostrzegają środowiska lewicy, przewidując ostre starcie obywateli bezdzietnych z tymi, którzy zdecydowali się ponieść szereg wyrzeczeń i wychować potomka, czyli przyszłego płatnika do kas systemów socjalnych. „Wartość" takiego płatnika ocenia Hans-Werner Sinn, szef prestiżowego instytutu gospodarczego IFO, na 100 tys. euro.  Tygodnik „Die Zeit" oblicza, że wychowanie jednego dziecka jest związane z wydatkami rodziców rzędu 150 tys. euro. Inwestując takie sumy w dzieci, rodzice powinni więc zostać odciążeni finansowo przez państwo.

Są już nawet sądowe orzeczenia w tej materii. Sąd Konstytucyjny uznał za sprzeczne z konstytucją stosowanie jednolitych stawek ubezpieczenia opiekuńczego bez uwzględnienia liczby dzieci posiadanych przez ubezpieczonego. Na razie bez konsekwencji, bo rząd ma w kasie jeszcze wiele miliardów do wydania.

Nikt już nie jest w stanie określić dokładnej liczby programów rządowych obliczonych na zapobieżenie dawno zapowiadanej katastrofie demograficznej. Ostatnio naliczono ich 156, ale nie wiadomo, czy to wszystkie. Wiadomo jednak, że kosztują w sumie 200 mld euro rocznie. Oznacza to, jak obliczył „Der Spiegel", że każdy obywatel Niemiec w wieku 25–29 lat otrzyma do końca życia od państwa 133,4 tys. euro pomocy z programów prorodzinnych. 85 proc. tej sumy stanowić będzie gotówka oraz zwolnienia podatkowe.

Pozostało 94% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019