Nikt już nie jest w stanie określić dokładnej liczby programów rządowych obliczonych na zapobieżenie dawno zapowiadanej katastrofie demograficznej. Ostatnio naliczono ich 156, ale nie wiadomo, czy to wszystkie. Wiadomo jednak, że kosztują w sumie 200 mld euro rocznie. Oznacza to, jak obliczył „Der Spiegel", że każdy obywatel Niemiec w wieku 25–29 lat otrzyma do końca życia od państwa 133,4 tys. euro pomocy z programów prorodzinnych. 85 proc. tej sumy stanowić będzie gotówka oraz zwolnienia podatkowe.
A rezultaty? Coraz gorsze. W roku ubiegłym stopa urodzin wynosiła 1,36 dziecka na kobietę, nieznacznie mniej niż rok wcześniej. Liczba dzieci w wieku do 18 lat zmniejszyła się o 14 proc. w ciągu ostatniej dekady. Spośród krajów europejskich niższy wskaźnik urodzeń mają obecnie jedynie Polska, Portugalia, Węgry i Łotwa.
– To kompromitacja polityki – piszą media. Chociaż dyskusje naukowców, telewizyjne debaty trwają nieustannie, od lat wszyscy przecierają ze zdumienia oczy, czytając nowe dane statystyczne. Niemcom trudno jest uwierzyć, że są narodem, który kurczy się w takim tempie, że już za życia pokolenia przychodzącego obecnie na świat ludność kraju zmniejszy się o 17 mln. Oznacza to, że Niemcy nie będą najliczniejszą nacją w Europie. Więcej ludności mieć będzie Francja czy nawet Wielka Brytania. A to oznacza także osłabienie pozycji kraju uważanego za gospodarczy i polityczny pępek Europy.
Każdy Niemiec przez całe życie otrzyma od państwa 133,4 tys. euro z programów prorodzinnych
Rozkosz czy prokreacja
Trwają oczywiście dyskusje na temat przyczyn niskiej stopy urodzin. Wini się wszystko – brak przedszkoli, zły system podatkowy preferujący nieposiadanie potomstwa, ideologię feministyczną i antyfeministyczną, nadmierne, podobno, aspiracje zawodowe kobiet czy też powszechne stosowanie środków antykoncepcyjnych. To ostatnie zjawisko socjolog Reimut Reiche nazywa homoseksualizacją seksualności.