Loty kosmiczne nie są już dzisiaj niczym szczególnym. Rutynowe informacje o eksperymentach naukowych i zmieniających się co pół roku załogach Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) giną w natłoku codziennych wiadomości. To już nie jest epoka pionierów kosmosu, którzy jak Gagarin albo amerykańscy zdobywcy Księżyca stawali się ulubieńcami tłumów.
Powrót z gwiazd
A jednak kiedy 14 maja, po zakończeniu półrocznej misji lądował na Ziemi kanadyjski astronauta Chris Hadfield, jego „powrót z gwiazd" odnotowały media na całym świecie, a on sam brylował w roli bohatera kosmosu. I Internetu – bo właśnie możliwościom sieci i internetowych serwisów społecznościowych zawdzięcza Kanadyjczyk wielką popularność.
Z lądowaniem wszystko odbyło się regulaminowo – moduł Sojuz TMA-07M sterowany przez Rosjanina Romana Romanienkę opadł na spadochronie w południowym Kazachstanie, ekipy pomocnicze wydobyły z kapsuły trzech pasażerów (trzecim był Amerykanin Tom Marshburn), zabrzmiały regulaminowe meldunki o wykonaniu zadania. Ale już chwilę później Kanadyjczyk sięgnął po komórkę i zadzwonił do syna. – Chłopie, to dopiero była jazda! – zawołał w swoim luzackim stylu, za który w czasie misji uwielbiało go pół świata. – To wspaniała rakietka, śmialiśmy się do rozpuku. Fajna zabawa!
Natychmiast z całego świata popłynęły gratulacje i powitania. Jednym z pierwszych pozdrawiających Hadfielda był premier Kanady Stephen Harper, który napisał na Twitterze „Mam przyjemność odnotować, że @Cmdr_Hadfield bezpiecznie powrócił na planetę Ziemia. To dowód, że nasze możliwości są nieograniczone, gdy mierzymy wysoko".