Rząd węgierski wprowadził zakaz jako pierwszy w Europie nie czekając na wspólne ustalenia unijne w tej kwestii. Nie pomogły petycje i protesty zwolenników palenia zastępczego.
Już na wiosnę zeszłego roku minister zdrowia uznał, że tzw. liquidy (płyny używane do e-papierosów) są produktami farmaceutycznymi i musza podlegać procedurom dopuszczania do obrotu takim samym jak leki (w praktyce jest to proces kosztowny i mogący trwać nawet pięć lat). (w całej UE e-papierosy najprawdopodobniej będą podlegały przepisom o lekach dopiero od 2017 r.).
Zwolennicy zakazu powołują się na fakt, że nie są w pełni znane skutki palenia e-papierosów. Wygląda to jednak na hipokryzję, bowiem nikt nie proponuje całkowitego zakazu palenia tradycyjnych papierosów, choć groźne skutki tego nałogu są powszechnie znane. Konsekwencje wdychania pary wodnej z zawartością nikotyny, co odbywa się w trakcie „palenia" e-papierosa są znacznie mniejsze. Pojawiły się już pierwsze poważne badania naukowe (np. brytyjskiej Action on Smoking and Health), które potwierdzają znacznie mniejsza szkodliwość e-papierosów w porównaniu do tytoniu.
Zwolennicy e-papierosów i przedstawiciele branży uważają, że władze uległy presji lobby tytoniowego, a poza tym najzwyczajniej obawiają się spadku dochodów z akcyzy. Niedawno na Węgrzech wprowadzono całkowity monopol sprzedaży papierosów, która będzie możliwa tylko w specjalnych koncesjonowanych trafikach (ujawnienie faktu, że większość koncesji przyznano osobom zbliżonym do partii rządzącej stało się przy okazji powodem skandalu politycznego).
Casus Węgier będzie zapewne podnoszony podczas dyskusji o przyszłości e-papierosów na forum Unii Europejskiej. Nie ulega wątpliwości, że w obronie tradycyjnych papierosów stanie tracące od lat zyski lobby tytoniowe, które już obecnie stara się wywierać naciski na Parlament Europejski.